było wprawdzie pszczół, ale pan ojciec z młyna zawsze już pamiętał i posłał sąsiadom jeden i drugi plaster miodu. Pan młynarz był pszczelarzem i miał sporą pasiekę. Pani Proszkowej obiecał, że jak mu się rój uda, to jej podaruje; słyszał nieraz, jak babunia wyrażała życzenie, aby miała pszczółki koło domu, bo nic tak nie rozwesela serca, jak widok tych skrzydlatych pracownic, gdy przez cały Boży dzień przelatują z ula do ula, a ciągle pracują.
— Basiu, wstawaj, słońce zaraz wzejdzie! — budziła babunia wnuczkę w wielki Piątek, zlekka trącając ją w czoło. Basia miała sen czujny, więc zaraz się zbudziła, a widząc, że babunia stoi obok niej, przypomniała sobie, że ją prosiła, aby została zbudzona na ranne modlitwy. Wyskoczyła z łóżka, rzuciła na siebie sukienkę i chustkę i poszła z babunią. Urszulę i Bietkę też babunia zbudziła. — A dzieci niech sobie jeszcze śpią — mówiła, — bo i tak tego nie rozumieją; pomodlimy się za nie. — Jak tylko drzwi domu skrzypnęły, zaraz odezwał się drób, a psy wyskoczyły z bud. Babunia łagodnie je odepchnęła i mówiła do nich i do drobiu: — Miejcie trochę cierpliwości, dopóki się nie pomodlimy. — Gdy Basia za radą babuni umyła się w strudze, udały się na zbocze, gdzie odmówiły dziewięć „Ojcze nasz“ i dziewięć „Zdrowaś“, żeby im Pan Bóg dał przez cały rok zachować czystość ciała, o co było obyczajem modlić się tego dnia. Stara babunia uklękła, pomarszczone ręce z wielką pobożnością złożyła na piersi, a jej łagodne oko z wielką ufnością zwróciło się ku różowej zorzy, która na wschodzie zwiastowała ukazanie się słońca. Basia klęczała obok niej, świeża, rumiana, jak pączek. I ona przez chwilę modliła się bardzo pobożnie, ale potem jej jasne oczy odwróciły się od wschodu i błądziły po lesie, po łąkach i wzgórzach. Mętne fale rzeki toczyły się wolno, jeszcze ciągle unosząc z sobą kawały lodu i zmarzłego śniegu, ale tu i owdzie zieleniła się już trawa, a z niej wynurzały się wczesne stokrotki; na drzewach i krzakach ukazywały się pąki, cała przyroda budziła się ku radosnemu życiu. Różowa zorza rozbiegała się po niebie, z zagórza ukazywały się złote promienie i sięgając coraz wyżej, ozłacały wierzchołki drzew, aż wkońcu ukazało się
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/190
Ta strona została skorygowana.