kich, przyszedł jak ten baranek, życzył szczęśliwych świąt, ale pod surdutem miał schowany wierzbowy smagusek i dalejże chłostać niewiasty! Dostały wszystkie, nawet pani gospodyni; Adelce też nie darował, a babunię trzepnął przez fałdy, żeby pchły nie gryzły, jak wywodził ze śmiechem. I tak samo, jak każdy inny kolendnik, dostał pan ojciec po jajku, po jabłuszku. Potem roześmiany zwrócił się do Janka i Wilusia, pytając ich: — No, chłopcy, jak tam z kolendowaniem?
— Ładne kolendniki! — skarżyła się Basia. — Kiedyindziej nie można ich z łóżka wypędzić, ale dzisiaj ledwo wstałam, już byli w izbie, żeby mnie osmagać. — Ale pan ojciec i chłopcy śmieli się z niej.
Nawet pan strzelec przyszedł z wierzbowym smagusem na smagankę, potem Kuba i Tomesz, jednem słowem przez cały dzień nie miały niewiasty spokoju, a dziewczęta jak tylko spostrzegły chłopca, zaraz chowały gołe ramiona pod fartuchem.