— Wszyscy święci! A co na to pan nauczyciel?
— To tylko wtedy, jak pan nauczyciel wychodzi ze szkoły. Jak już wraca, to wszyscy prędko siadają na swoich miejscach, kładą ręce na ławkach i jest cicho.
— Ach, psotniki! — oburzała się babunia.
— A znowuż dziewczęta bawią się w szkole lalkami. Bardze dobrze widziałem — skarżył Janek.
— Jesteście wszyscy gagatek w gagatka. Trzeba dla was anielskiej cierpliwości — mówiła babunia. Dzieci opowiadały jej jeszcze dużo rzeczy o szkole i jak im się powodziło w drodze. Była to pierwsza ich wędrówka i tak bardzo się pyszniły tą swoją samodzielnością, jakby z Paryża wracały. — A gdzie masz gomółki? Zjedliście je? — badała babunia, aby się dowiedzieć, co dzieci jadły, bo o ich zdrowie zawsze się troszczyła.
— Jednę zjedliśmy, a drugą chciałam sobie zostawić na drogę, ale kiedym pisała na dużej tablicy, Koprzywa wyciągnął mi ją z torebki. On siedzi tuż za mną. Żebym go była za to skarciła, toby mnie zbił na drodze po wyjściu ze szkoły. To taki gagatek.
Babunia oczywiście nie pochwaliła dzieci, ale w duchu sobie myślała: — I my nie byliśmy lepsi od nich. — Dzieci bardzo dobrze wiedziały, że babunia była bardziej wyrozumiałą od mamusi; na niejedno przymknęła oko i nie brała dzieciom tak bardzo za złe, gdy sobie czasem poswawoliły. Nie gromiła chłopców nadmiernie za ich figle i nie miała nic przeciwko temu, że sobie Basia czasem pozbytkowała. Dlatego też dzieci nie miały przed babunią żadnych sekretów i chętniej opowiedziały jej o wszystkiem, niż matce, która była bardziej surową i wymagającą.