zawiść, gniew, zazdrość, miłość, czy jaka inna namiętność, to mu nie zostawi czasu, żeby się mógł naradzić z rozsądkiem. Żeby miał zginąć tej samej chwili, to się nad tem nie zastanowi. Szkoda mówić, bo nawet najdoskonalszy człowiek podlega różnym słabościom.
— Już przeszłego roku wspomniałaś, babuniu, w dniu imienin pana Proszka, że twój nieboszczyk mąż także coś takiego zrobił i musiał potem pokutować, a teraz znowuż o tem mówisz. Zapomniałam zupełnie, żeby cię o to zapytać. Opowiedz mi teraz. I czas szybciej zleci i myśli może przyjdą inne do głowy, a pod tym bzem siedzi się tak miło — rzekła Krysia.
— Mogę ci opowiedzieć — zgodziła się babunia. — Ty, Basiu, idź i popatrz za dziećmi, żeby mi za blisko wody nie chodziły.
Basia oddaliła się, a babunia zaczęła mówić. — Byłam już dużą dziewczyną, kiedy Marja Teresa rozpoczęła wojnę z Prusakiem. O coś im tam poszło. Cesarz Józef przybył z wojskiem pod Jaromierz, a Prusak stanął przy granicy. Po całej okolicy było po wsiach pełno wojska. W naszem gospodarstwie stało kilku prostych żołnierzy i jeden oficer. Był to człowiek lekkiej myśli, z takich, co to im się zdaje, że zaraz każda dziewczyna za nimi poleci, jak tylko na nią spojrzą. Odpaliłam go dość szorstko, ale on sobie z moich słów nie nie robił; spłynęły po nim, jak po gęsiu woda. Gdy słowami nie zdołałam nic zrobić, urządziłam się tak, żeby się z tym oficerem nigdzie nie spotykać w pojedynkę. Sama wiesz, jak to bywa, że dziewczyna w ciągu dnia musi parę razy polecieć to na pole, to na łąkę po trawę, czasem znowu zdarzy się, że sobie pójdą domownicy i zostawią ją w domu samą. Niema u nas zwyczaju, żeby dziewczęta były strzeżone, muszą się strzec same, więc dla złego człowieka nadarza się dużo sposobności do zastawiania sideł na dziewczynę. Ale Bóg mnie strzegł. Po trawę chodziłam wczesnym rankiem, kiedy jeszcze wszystko spało. Matka moja zawsze mawiała, że kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Miała rację, bo gdyby z rannego wstawania nie było żadnego innego użytku, to ma się z niego wielką uciechę. Gdy zrana wychodziłam do ogrodu, albo w pole i patrzyłam na trawę, jasno-zieloną, obficie zlaną rosą, to aż mi się do niej serce
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/215
Ta strona została skorygowana.