— ciągnął Orlika do pokoju, gdzie mu natychmiast książkę z obrazkami pokazywał.
Orlikowi podobały się obrazki nadzwyczajnie, a pan Beyer przyglądał im się także z dużem upodobaniem. — Tej książki przeszłego roku jeszcze nie miałeś? — pytał Janka.
— Dostałem ją na wiązanie od hrabianki, a prócz tego dostałem parę gołębi od Krysi i króliki od pana strzelca, a od babuni dwudziestówkę, a od rodziców na ubranie — chwalił się Janek.
— Szczęśliwy z ciebie chłopiec — zaczął pan Beyer, patrząc w książkę, a widząc akurat lisa, roześmiał się: — Jak żywy! Czekaj, gałganie, dam ja ci! — Wiluś myśląc, że pan strzelec odgraża się lisowi malowanemu, spojrzał na niego ze zdumieniem, ale pan Beyer roześmiał się i rzekł: — Nie bój się, temu lisowi nic złego nie zrobię, ale mam takiego jednego w górach, który robi bardzo dużo szkody i temu trzeba będzie przyciąć ogona.
— Może go Pietrek złapie, bośmy razem z nim zakładali żelaza, zanim ruszyłem z tobą w drogę — rzekł Orlik.
— E, mój chłopcze, lis jest dziesięć razy sprytniejszy od Pietrka. Ma on takie wybiegi i wykręty, że człowiekowi uwierzyć trudno. A szczególniej ostrożny jest taki lisek, co jak ten nasz, już raz był złapany. Gałgan taki! Zastawiliśmy na niego żelaza, a na przynętę położyliśmy kawałek pieczeni. Był głodny i dał się złapać, ale odgryzł sobie raczej nogę i uciekł o trzech, niżby się był dał wziąć. Teraz już się tak łatwo złapać nie da, bo po szkodzie człowiek mądry, a lis ma tyle sprytu, że i niejeden człowiek mógłby się od niego uczyć — opowiadał pan strzelec odwracając kartki książki.
— Nie na darmo się mówi: sprytny jak lis — rzekła babunia.
— Mamy orła, o tu! — wołali chłopcy, przyglądając się pięknemu ptakowi z rozpostartemi skrzydłami; orzeł przedstawiony był w chwili, gdy rzuca się na zdobycz.
— Takiego samego zastrzeliłem. Piękny był ptak. Było mi go nawet żal, ale cóż robić, kiedy sposobność była osobliwa. Trafiłem go bardzo dobrze, a to rzecz najważniejsza, żeby się zwierzę nie męczyło.
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/231
Ta strona została skorygowana.