— Ludzie mają złe języki — odpowiedziała babunia na napomknięcie strzelca. — Kto w słońcu chodzi, za tym się cienie włóczą. Co nam do tego, niech sobie będzie czyjąkolwiek.
Pan strzelec ryzemburski wszedł do izby i obaj koledzy serdecznie się witali.
— Gdzieście bawili, panie kumie, że tak długo każecie czekać na siebie? — pytała babunia, rzuciwszy niespokojnem okiem na strzelbę, którą pan strzelec zawieszał na gwoździu.
— Miałem miłego gościa, pana administratora. Przyszedł po drzewo. Sprzedał swój przydział, a teraz chciałby dostać drzewo przed kolejką i namawia człeka na nieakuratne praktyki. Jeszcze czego! Ja zaraz wiedziałem, że idzie do mnie z czemś takiem, bo był słodki jak cukierek. Ale powiedziałem mu, co myślę. Dostał za Kubę, jak się patrzy. Bardzo mi tego chłopaka żal i Krysi też. Dziś rano wstąpiłem do nich na kufelek piwa, ale uciekłem zaraz, bo aż przykro patrzeć na dziewczynę. Na sumieniu ma ją ten dja--sek — pan strzelec złagodził szybko wyraz, przypomniawszy sobie, że babunia nie lubi jego sposobu mówienia.
— Co się stało takiego? — pytał pan Beyer, a babunia chętnie mu opowiedziała o żołnierce Kuby i jej przyczynach.
— Tak już jest na tym świecie, że gdzie się człowiek obróci, wszędzie znajdzie zgryzoty i zmartwienia między małymi i wielkimi, a jak kto zgryzoty nie ma, zaraz jej szuka — rzekł pan Beyer.
— Niedole i cierpienia oczyszczają człowieka od wszelkich złych naleciałości, jak ogień oczyszcza złoto — wywodziła babunia. — Bez boleści niema radości. Gdybym wiedziała, jak to zrobić, to bardzo chętnie dopomogłabym tej dziewczynie, ale nie wiem jak. Musi cierpieć do jakiego czasu. Najgorzej będzie jutro, gdy Kuba odejdzie.
— Więc już jutro odchodzi? — dziwił się strzelec. — No, to im jakoś wyjątkowo pilno. A do którego miasta ma iść?
— Do Hradca.
— Idziemy więc do tego samego miasta. Tylko że ja z flisakami na tratwach i wodą, a on lądem i piechotą.
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/234
Ta strona została skorygowana.