Chłopcy wpadli do izby, a Janek i Wiluś pokazywali panu strzelcowi młodą kanię, zastrzeloną przez Orlika. Zaś Orlik opowiadał swemu ojcu, że byli przy upuście i że tam widzieli zwarjowaną Wiktę.
— Żyje jeszcze ta biedaczka? — dziwił się pan Beyer.
— Rzeczywiście, biedaczka. Lepiejby jej było w ziemi, niż na ziemi — odpowiedziała babunia. — Ale już mizernieje i starzeje się. Nie śpiewa też już tak często jak dawniej, i tylko podczas księżycowych nocy.
— Ale przy upuście wysiaduje starym zwyczajem i wpatruje się w wodę nieraz długo po północy — mówił strzelec. — Wczoraj przechodziłem koło niej, widziałem, jak obrywała gałązki wierzbiny i rzucała je do wody. Godzina była już późna. „Co tu robisz?“ pytam. Ona nic; pytam drugi raz, ona obraca się ku mnie, a w oczach ma płomienie. Myślałem, że się na mnie rzuci, ale widać, że mnie poznała, czy też odmieniło się jej w myślach, dość, że znowu odrywała gałązki i rzucała je do wody. Trudna z nią sprawa. Żal mi jej i życzyłbym jej zakończenia tego smutnego istnienia, ale jak się czasem zdarzy, że stoję na czatach, a nie słyszę jej albo nie widzę siedzącej przy upuście, to mi czegoś brak — mówił strzelec, trzymając zastrzeloną kanię w ręku.
— Jak się człowiek do czego przyzwyczai, to trudno się odzwyczajać — rzucił pan Beyer, wkładając rozżarzoną hubkę do krótkiej odrutowanej fajeczki, a gdy parę razy porządnie pociągnął dymu, dodał: — Przyzwyczaja się człowiek do człowieka, do zwierzęcia, do różnych rzeczy. Ja na przykład przyzwyczajony jestem do tej glinianej fajeczki; moja matka paliła taką samą. Jakbym ją widział siedzącą na zaprożu.
— Jakto, pana strzelca matka paliła fajkę? — dziwiła się Basia.
— W górach dużo kobiet pali, szczególniej starsze niewiasty, tylko że zamiast tytoniu używają kartoflanej naci, albo wiśniowych liści, jeśli o nie nietrudno.
— Nie sądzę, żeby to było dobre palenie — rzekł strzelec ryzemburski, zapalając sobie także, ale fajkę porcelanową, ładnie malowaną.
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/235
Ta strona została skorygowana.