śmieszne to, ale takiego doznałem wrażenia jakby mi się do nóg chyliła i obejmowała mnie konarami, a w uszach brzmiał mi cichy szept: „Czemu chcesz uśmiercić moje młode życie, co ci złego zrobiłam?“ W tej chwili zgrzytnęło ostrze piły po korze i wgryzło się w ciało brzozy. Nie pamiętam już, czy krzyknąłem, ale chciałem powstrzymać drwali, żeby dali spokój; gdy na mnie ze zdziwieniem spojrzeli, odwróciłem się szybko i uciekłem do lasu. Przez całą godzinę się błąkałem i ciągle prześladowała mnie ta jedna myśl, że mnie brzoza prosiła, abym jej życie uratował. Kiedym się wreszcie przezwyciężył i poszedł ku porębie, była już powalona. Ani listeczek się na niej nie poruszył, leżała jak martwe ciało. Taka mnie żałość ogarnęła, jakbym się był dopuścił zbrodni. Przez parę dni byłem jak struty, ale nikomu nic nie powiedziałem, a gdyby się dzisiaj nie było akurat zgadało, to jeszcze nie byłbym o tem nic powiedział.
— I mnie zdarzyło się kiedyś coś podobnego — zaczął swoim głębokim głosem Beyer. — Miałem dostarczyć zwierzyny do zarządu. Idę na łów. Wtem nawija mi się pod strzał sarna. Zwierzątko ładne, jakby wyrzeźbione. Wesoło rozglądała się po lesie i szczypała trawkę. Ogarnął mnie żal, ale zaraz pomyślałem: Nie bądź-że głupi; na co ci się zdał żal? Strzeliłem, ale ręka mi drżała, trafiłem sarnę w nogę. Upadła i nie mogła uciekać. Pies pędził do niej, ale go zawołałem, bo coś mi szeptało, żeby nie dać zwierzęciu zrobić krzywdy. Podszedłem ku niej i nie potrafię powiedzieć, jak boleśnie to zwierzątko na mnie spojrzało i ile błagania było w jego spojrzeniu. Wyrwałem nóż i wbiłem jej go w serce; zadrżała i było po niej. Ale ja się rozpłakałem i od tego czasu... no, czemu miałbym się wstydzić...
— Tatuś nie chce strzelać do sarny — szybko wyrwał się Orlik.
— Dobrześ powiedział. Ile razy złożę się do strzału, widzę przed sobą tamtę ranioną sarnę, boję się, że chybię i zwierzę zranię, więc daję spokój.
— Żeby pan strzelec tylko do złych zwierząt strzelał, a dobre zostawiał, bo ich szkoda — ozwał się Wiluś, którego głos trząsł się od łez.
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/237
Ta strona została skorygowana.