jak dziecko. Po chwili osuszył łzy, ujął mnie za rękę i szeptem dodał: „Jak będziecie, panie strzelcze, w rewirze marszowskim, idźcie nad dziką przełęcz, gdzie nad przepaścią stoi samotny świerk i pozdrówcie go ode mnie, i zanieście pozdrowienie tym dzikim ptakom, co nad nim polatują, i tym wysokim górom! Pod jego konarami sypiałem długie lata i powiedziałem mu wszystko, o czem nikt nie wie; pod tem dobrem drzewem nie byłem takim nędznym Łazarzem, jakim jestem tutaj.“ Zamilkł, usiadł na ławie i już się do mnie ani słowem nie odezwał i nawet nie spojrzał na mnie. Oddaliłem się ze współczuciem dla niego. Ludzie przeklinali i wyzywali tego brzydkiego, że zasłużył sobie na największą karę, że mu łotrostwo z oczu patrzy, że nie chce ani księdza, ani z kim porozmawiać, że sobie z ludzi podrwiwa i idzie na stracenie, jakby szedł na zabawę. Tego ładnego żałowali, wyrywali sobie z rąk piosenkę, którą ułożył w więzieniu i każdy pragnął, żeby został ułaskawiony, bo tylko zabił kolegę i to w przystępie zazdrości, ale, ten drugi miał pono zabić dziewczynę z samej tylko złej woli oraz mordował ludzi. Tak sądzi każdy podług swego uczucia, a ile głów, tyle rozumów. Każdemu oku rzeczy wydają się innemi i dlatego nie trzeba twierdzić, że to a to jest takiem i już innem być nie może. Bóg jeden zna świat i sam jeden zagląda w serce człowieka, on też tylko sądzić może nieomylnie. On zna mowę zwierząt, jemu otwiera się kwiatek każdej rośliny, on zna ścieżynki każdego robaczka, szum wiatru idzie, gdzie on go posyła, a wody płyną, gdzie on im drogę pokazuje.
Strzelec znowuż zamilkł, fajka mu zagasła. Jego piękne oczy błyszczały, twarz podobna była do górskiej dolinki, oświetlonej łagodnemi blaskami jesiennego słońca, gdy na wysokich górach już leżą śniegi, ale u ich stóp jest jeszcze dużo zieleni i kwiatów. Wszyscy spoglądali na pana Beyera w milczeniu, aż ozwała się babunia:
— Macie rację, panie strzelcze. Tak miło was słuchać, jakby się słuchało jakiego świętego kazania. Ale dzieciom pora spać. Wasz synek jest pewno zmęczony daleką drogą, a i wy też. Jutro powiemy sobie resztę.
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/239
Ta strona została skorygowana.