ziarnka w jednym kłosie. Ale do chóru śpiewających głosów mieszał się zawsze swojemi żartami, dowcipami i docinkami wesoły swat, którego zadaniem było bawić i rozweselać wszystkich.
Kiedy zaczęto śpiewać o zgodzie życia małżeńskiego, zapowiedział nawet, że zaśpiewa solo, piosenkę całkiem nową, „przeze mnie samego ułożoną i na świat wydaną, a pociemku drukowaną.“
— No to śpiewajcie, panie swacie! — wołali chłopcy. — Zobaczymy jaki z was śpiewak!
Swat stanął na środku izby i jął wyśpiewywać głosem swawolnym, który podczas pielgrzymek umiał nastroić bardzo poważnie:
Słuchaj młody, słuchaj młoda,
Nie masz, jak małżeńska zgoda!
Mówię jej: żono, ugotuj grochu,
A ta mi kaszy daje potrochu,
Jak znowu mówię o mięsie,
Z mąki mi jadła utrzęsie.
Słuchajcie piosenki mojej, młodzi,
Jak pięknie żona z mężem się godzi.
— Za taką piosenkę razem ze śpiewakiem grosza złamanego nie damy! — wołały dziewczęta i zaraz zaczęły same śpiewać, żeby chłopcy nie mieli uciechy, bo ci dowoływali się od swata dalszego ciągu swawolnej piosenki. Przy bezustannem śpiewaniu i żartowaniu zostały powiązane bukieciki, uwite wianki, dziewczęta wstały od stołu, ujęły się za ręce i kręcąc się dokoła stołu, śpiewały:
Już wszystko porobione,
Już wszystko gotowe,
Kołacze już upieczone,
Wianki już uwite.
W tejże chwili otworzyły się drzwi a w nich ukazała się pani młynarka ze swojemi pomocnicami, niosącemi pełne naręcze dobrego jadła. Pan młynarz i drużba nieśli napoje. Znowuż wszyscy zasiedli do stołu, który tym razem zastawiony był zamiast rozmarynem, obfitością gotowanego i pieczonego. Drużbowie siedzieli obok druhen, pan młody między starszą druhną a swatką, panna młoda między drużbą a młodszą druhną, która też sama krajała wszystkie jedzenia