a babunia powtarzała za nią słowa modlitwy, gdy nagle usta znieruchomiały, oko zawisło na krzyżu, wiszącym nad łóżkiem, oddech się urwał... Płomyk życia jej zgasł, jak gaśnie powoli dogorywający kaganek, w którym oliwa się dopaliła.
Basia zamknęła jej powieki, Krysia otworzyła okno, żeby dusza miała wolną drogę do odlotu. Urszula oddaliła się z pomiędzy płaczących i pośpieszyła do ula, który pan młynarz podarował babuni przed paru laty i zapukawszy do niego, trzy razy powtórzyła: — Pszczółki, pszczółki, babunia nam umarła! — Dopiero potem usiadła na ławeczce pod bzem i rozpłakała się. Pan strzelec szedł drogą ku Żernowu, żeby kazał zadzwonić podzwonne. Sam ofiarował się z tą usługą, bo w mieszkaniu było mu smutno i ciasno; musiał wyjść na dwór, żeby mógł zapłakać.
— Bywało mi tęskno za Wiktą, jakże ja teraz zapomnę o babuni! — mówił sobie drogą. Gdy ozwały się dzwony, głoszące wszystkim, że babuni już niema, zapłakała cała dolinka.
Na trzeci dzień rano, gdy bardzo liczny orszak pogrzebowy — każdy bowiem, kto babunię znał, pragnął odprowadzić ją do grobu — mijał zamek, biała ręka rozsunęła ciężkie zasłony okienne, a z za nich ukazała się pani księżna. Smutnem spojrzeniem towarzyszyła orszakowi, dopóki nie znikł jej z oczu, poczem opuszczając zasłonę, westchnęła głęboko i szepnęła:
— Szczęśliwa kobieta!