— E, matulu, wyszłabym za niego, nawet gdybym miała mieć dwie teściowe — odpowiedziała Wikta.
— Tem ci lepiej, jeśli się tak kochacie.
— Kochać się nie kochamy, a wyszłabym i za innego. Wszystko mi jedno.
— Co też ty wygadujesz, dziewczyno! Przecie tylu się ich starało o ciebie, a tyś żadnego nie chciała.
— Bo wtedy nie chodził za mną jeszcze ten żołnierz z urocznemi oczami — szeptała Wikta.
— Mówisz od rzeczy, moje dziecko. Poco wspominać o tym strzelcu? Co tobie do niego? Niech sobie chodzi, gdzie mu się żywnie podoba, on cię przecie z domu naszego nie wypędzi!
— A właśnie, że to on mnie z domu wypędza. Ja się dręczę i truję, nie mam nigdzie spokoju i wytchnienia — rozpłakała się dziewczyna.
— A czemu już dawno nie powiedziałaś mi o tem, byłabym poszła z tobą do kumy kowalki, ona umie radzić na takie rzeczy. No, nie martw się, jutro do niej pójdziemy — pocieszała matka córkę.
Na drugi dzień matka poszła z córką do kowalki. Znała się pono na wielu rzeczach i umiała, czego inni nie umieją. Gdy komu coś zginęło, gdy krowy nie doiły, gdy kto kogo urzekł, na wszystko umiała poradzić kowalka, wszystko odgadła. Wikta opowiedziała jej o wszystkiem z całą szczerością, co i jak.
— I nie rozmawiałaś z nim ani razu, ani słówka? — badała kowalka.
— Ani słówka.
— Czy ci nie dał, albo nie posłał przez innych strzelców czego do jedzenia, na przykład jabłko, albo marcepan?
— Nic, kumo, nic! Inni strzelcy nawet z nim nie przestają, że jest bardzo dumny i zawsze już taki odludek. Mówili o tem nieraz.
— To już taki strzygoń akuratny — mówiła kowalka z głębokiem przekonaniem, — ale ty się nic nie bój. Ja ci poradzę, bo jeszcze nic złego się nie stało. Jutro przyniosę ci coś takiego, co będziesz stale nosiła przy sobie. Rano, gdy wychodzisz z komory nigdy nie
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/73
Ta strona została skorygowana.