— Słuchajcie, kumo, ale nikomu tego nie powiadajcie, to wam wszystko powiem. Przez te dwa dni go nie widziałam, już wiecie kogo — ale dzisiaj od samego rana brzmiało mi w uszach: Idź na koniczynę! Idź na koniczynę! Jakby mi kto do ucha szeptał. Wiedziałam, że to jakaś pokusa, ale nie mogłam się oprzeć, aż wzięłam płachtę i kosę i poszłam. Po drodze przyszło mi na myśl, że sama sobie zło wyrządzam, ale w uszach słyszałam ciągle ten szept: Idź na koniczynę, idź na koniczynę, może go tam wcale niema! Czemu byś się bała, kiedy zaraz przyjdzie za tobą parobek! Tak mnie ta pokusa pędziła aż na pole. Spojrzałam ku drzewu, nie było nikogo. No, jak go tam niema, to już wygrane — pomyślałam sobie, wzięłam kosę i chciałam kosić. Jakoś mi przyszło do głowy, żebym spróbowała szczęścia i szukała czterolistka koniczyny; myślałam sobie przytem, że jeśli znajdę, to będę z Antkiem szczęśliwa. Szukam, szukam, mało oczu nie wypatrzę, ale nic nie znalazłam. Znowuż zachciało mi się spojrzeć na zbocze i raptem widzę tam tego strzelca! Zaraz się odwróciłam i zaczęłam uciekać, ale nadepnęłam na cierń przy drodze i zraniłam się w nogę. Nie krzyknęłam, ale z bólu pociemniało mi w oczach i upadłam na ziemię. Niby przez sen widziałam, że mnie ktoś brał w objęcia i gdzieś niósł, ale dopiero mocny ból przywrócił mi przytomność. Przy potoku leżał strzelec, maczał w wodzie swoją białą chusteczkę i owijał mi nią nogę. Mój Boże, myślałam sobie, co to się teraz stanie, bo przecie już tym oczom uciec nie mogłam. Najlepiej nie patrzeć! Ból był dotkliwy, w głowie mi się kręciło, ale ani nie pisnęłam i oczu nie otworzyłam. Kładł mi dłoń na czole, brał mnie za rękę, a po mnie dreszcze biegały, ale milczałam. Potem mnie położył i zaczął mi skrapiać twarz wodą, podnosił głowę. Cóż miałam robić? Musiałam przecie oczy otworzyć. — Ach, moja kumo, te jego oczy zajaśniały nade mną jak Boże słonko; musiałam sobie oczy zasłonić. Ale na co mi się to zdało, kiedy zaczął mówić! — Ach, miałyście rację, kumo kochana, że oczaruje i głosem, bo jeszcze ciągle słyszę w uszach jego głos, kiedy mi mówił, że mnie kocha, że jestem jego szczęściem i jego niebem.
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/78
Ta strona została skorygowana.