Ta melodja brzmiała w nocy tak żałośnie, że zdawało mi się, iż nie wytrzymam i ucieknę. Dwie godziny siedziała i śpiewała. Od tego czasu co dzień siada nad upustem i śpiewa tę kołysankę. Rano powiedziałem o wszystkiem swojemu staremu, a ten domyślił się odrazu, co ona mogła wrzucić do wody. Jego domysł był trafny. Gdy ujrzeliśmy ją znowu, była zmieniona do niepoznania. Jej matka była w rozpaczy, reszta domowników także, ale cóż było robić? Biedna obłąkana nie wiedziała, co czyni. Powoli przyzwyczaiła się do ludzi i zbliżała się nieraz i do naszych drzwi, szczególniej, gdy głód ją przypędził. Ale zachowywała się zawsze tak samo, jak i obecnie: przyszła, stanęła przy drzwiach bez słowa i czekała. Moja żona — wówczas jeszcze mała dziewczynka — dawała jej zaraz coś do zjedzenia: Wikta przyjęła bez słowa co jej dali, i biegła zpowrotem do lasu. Gdy idę lasem i podam jej kawałek chleba przy spotkaniu, przyjmie go, ale gdybym chciał z nią porozmawiać, zaraz ucieknie w gąszcz i nie przyjmie nic. Bardzo lubi kwiaty; nosi je w ręku albo za stanikiem, ale jak spotka dzieci, lub gdzie przyjdzie, zaraz kwiaty porozdaje. Czy zdaje sobie sprawę z tego, co robi? Któż to może wiedzieć? Sam nieraz jestem ciekaw, co się w tej obłąkanej głowie dzieje, ale tego nikt wyjaśnić nie zdoła, a ona milczy.
Gdy siostra jej Marynia miała wesele i pojechała z narzeczonym i gośćmi do ślubu na Czerwoną Górę, przyleciała Wikta — Bóg raczy wiedzieć, czy przypadkowo, czy też dowiedziała się jakoś o weselu siostry — do zagrody rodziców. Miała naręcz kwiatów; gdy podeszła do zagrody, porozrzucała kwiaty po podwórzu. Matka wybuchła płaczem, wyniosła jej na dwór kołaczy i co tam mieli dobrego, ale ona odwróciła się od matki i uciekła.
Ojciec martwił się nad chorobą córki niewymownie, bo ją bardzo kochał. Na trzeci rok umarł. Byłem akurat we wsi. Antkowa żona i on pytali mnie z płaczem, czy nie widziałem Wikty, bo chcieli przyprowadzić ją do zagrody, a nie wiedzieli, jak to zrobić. Ojciec nie mógł skonać i wszyscy byli przekonani, że to ona trzyma ojca duszę na tym świecie. Wróciłem do lasu i myślałem sobie, że gdybym
Strona:PL Němcová Babunia.djvu/86
Ta strona została skorygowana.