Strona:PL Němcová Babunia.djvu/91

Ta strona została skorygowana.
VII.

Nazajutrz przed południem z wielką paradą wybierały się dzieci w towarzystwie babuni na zamek.
— A zachowujcie mi się przyzwoicie! — napomniała matka dzieci, odprowadzając je za próg domu. — Niczego na zamku nie dotykajcie, a panią księżnę w rękę grzecznie pocałujcie!
— No, w kaszy się zjeść nie damy — zapewniała ją babunia.
Dzieci były jak te kwiaty, a babunia także była ubrana odświętnie. Na głowie miała czepek z ładną kokardą, biały fartuszek jak śnieg, adamaszkowy kabacik barwy lazurowej, sukienkę barwy gwoździka, a na szyi granaty z talarem. Pod pachą niosła dużą chustkę.
— Poco babunia niesie tę chustkę? — pytała córka. — Deszczu nie będzie, bo pogoda jest wyjątkowo ładna.
— Bo człowiek jest jak bezręki, gdy nie ma czego w dłoni. Mam już taki zwyczaj, że zawsze coś niosę — odpowiedziała babunia.
Obeszli ogródek i weszli na wąską ścieżkę.
— Teraz idźcie jedno za drugiem, a uważnie, żebyście sobie nie zarosili w trawie ubrania. Ty, Basiu, idź naprzód, Adelkę poprowadzę ja, bo ona nie umie chodzić uważnie — nakazywała babunia, ujmując wnuczkę za rękę. Adelka spoglądała po sobie z wielkiem upodobaniem i nawet nie chciała wdawać się z Czarnulą, swoją kurką. Była to jedna z tych kurek, które babunia przywiozła dzieciom w prezencie; do dzieci przyzwyczaiła się tak dalece, że jadła z ręki, a gdy zniosła jajko, to zaraz przylatywała do Adelki po kawałek