Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/113

Ta strona została przepisana.

ztąd. Lecz na coby się zdało, gdyby i apteka w mieście była! Łacińska kuchnia jest droga kuchnia, a dlaczego za drogie pieniądze kupować, co sobie sami zgotować umiemy?
— A to wam lekarz napisze receptę i powie, co i jak gotować macie.
— Gdzieżtam, Miłościnko! Jakby to człowiek wyszedł na swoje, gdyby za każdem małem zaziębnięciem miał posyłać po doktora! Tuztąd jest godzina drogi do lekarza; przejdzie pół dnia zanim go się człowiek doczeka, tymczasem mógłby śmiało umrzeć, gdyby nie było domowej pomocy; a gdy przyjedzie, pozapisuje niezliczone rzeczy: leki, plastry, pijawki i to i owo, tak że człowiek na końcu nie wie, co robić, a chory tem wszystkiem przerażony dopiero porządnie zaniemoże. Ja, Miłościnko, w lekarzy nie wierzę. Gdy sama lub dzieci zaniemogą, wyleczą nas nasze zioła. Lecz mimo to napominam ludzi, gdy zaniemogą: Poślijcie po doktora! Ale cóż?! Gdy Pan Bóg ześle chorobę ciężką, rozum doktorów się kończy i czekają, czy natura sama sobie nie pomoże!
— To wszystko zioła zdrowotne? — zapytała księżniczka.
— Nie, nie! Hortenzyo, — odezwała się Baśka; — mamy w fartuchu kwiaty na wieńce! Bo jutro jest święto „Bożego Ciała“, a ja i Andzia będziemy drużkami.
— A ja także; pójdę z Helą, — dodała Adelka.
— A my będziemy drużbami! — zawołali chłopcy.
— Kto jest Hela? — zapytała księżniczka.
— To jest Helena, córeczka pani kumotry z miasta; z tego wielkiego domu, na którym wisi lew malowany.
— Musisz powiedzieć z gospody, — pouczała Babunia dziewczę.
— A ty też pójdziesz w procesyi? — zapytała Baśka księżniczki.
— Tak! pójdę, — odpowiedziała księżniczka i usiadłszy na murawie, pomagała Babuni równać kwiaty na wieńce.