Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/128

Ta strona została przepisana.

Karoca zatrzymała się przed gospodą.
— Pan Bóg zapłać! żeście mnie zabrali, Babuniu, — dziękowała Krystyna, podawając rękę Mili, który jej pomagał wysiąść z karocy.
— Jeszcze na słówko! — zawołała Babunia.
— Czy ty nie wiesz, kiedy z Żernowa i z Czerwonej Góry pójdą na odpust do Światonowic?
— Tak jak zwykle. Z Czerwonej Góry pójdą pomiędzy świętem „Wniebowzięcia” i narodzeniem Matki Boskiej, a ze Żernowa w pierwsze święto po Świętym Janie. Ja także pójdę, — odrzekła Krystyna.
— I ja mam zamiar się wybrać, — oświadczyła Babunia.
— A ja pójdę także tego roku z wami, — odezwała się Baśka.
— Ja tak samo! — zawołała Andzia.
I reszta dzieci oświadczyła „także”, lecz Baśka im perswadowała, że trzech mil drogi nie ujdą.
Potem Wacław zaciął konie i zajechali przed młyn, gdzie wysadzili Andzię i zostawili święcone wieńce dla kumotry młynarzowej.
Gdy dojeżdżali do „Starego Bielidła“, wybiegły im psy naprzeciwko, które się uspokoić nie mogły z radości, że babunia wróciła.
Babunia dziękowała Panu Bogu za szczęśliwie odbytą drogę, bo stokroć wołała iść pieszo aniżeli jechać. Siedząc bowiem w powozie, obawiała się wciąż nieszczęścia, a widząc wypoczęte rumaki pełnym cwałem naprzod sadzące, myslała, że, czego Boże nie daj! kark skręci.
Elźbieta z Urszulą czekały w przedsionku.
— Wacławie! a gdzie wy macie wianek? — zaczepiła gadatliwa Elźbieta woźnicę, gdy Babunia weszła z dziećmi do izby.
— Ba! dziewczyno! Dawno zapomniałem, gdziem go zgubił, — odpowiedział Wacław, a śmiejąc się przebiegle, nawrocił do stajni.
— Nie rozmawiaj z nim! — ganiła ją Urszula, ciągnąc ją za suknię do przedsionku. — Wiesz dobrze, że ten człowiek ani w święto nie wypuści z ust dobrego słowa.