Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/133

Ta strona została przepisana.

Dziś się Babunia śmieje z dziecinnej ciekawości, dla której przed wschodem słońca do sadu pobiegła, aby wianek przez głowę i jabłoń przerzucić i temsamem zyskać pewność, jak długo jeszcze będzie musiała czekać na Jerzego. Przypomina jej się, jak jeszcze o wschodzie słońca w sadzie rozpaczliwie płakała. A było czego płakać! Wszak wianek przeleciał za daleko poza jabłoń, więc wszelka nadzieja rychłego małżeństwa z Jerzym spełzła na niczem.
Zamyślona Babunia stała długo przy ogródku, złożyła mimowoli ręce, podniosła spokojne, wierne oczy ku świecącemu się od niezliczonych gwiazd niebu, a z ust jej popłynęło ciche pytanie:
— Kiedy się zobaczymy, Jerzy?
Wtem lekki wiatr musnął bladą twarz staruszki jakoby duch nieboszczyka Jerzego. Babunia zadrzała na całem ciele, przeżegnała się krzyżem świętym i dwie łzy polały się na złożone ręce staruszki.
Potem weszła Babunia po cichu do „Starego Bielidła“.
Nazajutrz dzieci wyglądały niecierpliwie oknem, czy rodzice nie wracają, bo byli pojechali do miasta na nabożeństwo. Ojciec bowiem zamówił na ten dzień Mszę św. a Babunia dała na wymienienie dusz wszystkich Janów swego rodu do najdalszego pokolenia.
Piękny wieniec, wiersz, podarunki, wszystko leżało uporządkowane na stole.
Baśka przesłuchiwała dzieci z wierszy. Malce opuszczały w pospiechu słowa to w tej, to w owej zwrotce i rozpoczynały bezustannie od samego początku.