Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/144

Ta strona została przepisana.

pani nie zubożeje, na wysoką zaś zwierzynę kłusownik się nie odważy w rewirze.
— Ale doniesiono mi, że ludzie dużo drzewa kradną, — rzekła księżna.
— Tak, tak! — rozpoczął leśniczy, — służę miłościwej pani już ładne łata i mogę zaręczyć, że szkoda, którą ludzie przez ten długi czas w lesie zrobili, nie jest wielka. Możnaby dużo o tem mówić; naprzykład ja sam bym mógł dać ściąć kilka drzew do roku i sprzedać na własny rachunek, a gdyby mi się nie udało tego zręcznie ukryć, oświadczyłbym: „Ludzie ukradli!“ Lecz po co sobie świadomie sumienie obciążać? Na jesień, gdy grabią ściółkę, a ubodzy ludzie przyjdą po drzewo, jestem zawsze w pobliżu i gromię, aż się las trzęsie, aby mieli strach i szkody nie robili. Czy mam na wpół zabić taką staruszkę, która grubszą gałęź wzięła, co się czasem zdarza? Myślę zawsze, że miłościwa pani i bez tego będzie żyła, a ubogi lud sobie dopomoże i powie: „Niech to Pan Bóg księżnej tysiąckrotnie wynagrodzi!“ Nie uważam tego za żadną szkodę!
— Dobrze postępujesz, — rzekła księżna, potem dodała:
— A jednakowoż lud musi być zły w tej okolicy! Bo przedwczoraj w nocy wracał Piccolo z miasta do domu i chciano go obrabować w bażanterni, a gdy się bronił i krzyczał ratunku, zbito go tak strasznie, że dotąd leży chory. Tak mi doniesiono.
— To mi się wydaje niepodobnem, jaśnie pani, — odezwał się pan Proszek.
— Jak długo żyję nie słyszałem, żeby byli zbójnicy w bażanterni lub tu w pobliżu, — zawołali leśniczy i młynarz prawie równocześnie.
— Co się stało? — zapytała Babunia.
Leśniczy jej opowiedział, o co chodziło.
— A to kłamca, gałgan! — zawołała Babunia, podparłszy się ręką w bok.