Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/15

Ta strona została przepisana.

one były nowe, zawsze ciekawe. Już z pojawieniem zimokwitu mawiały:
— Niedługo musi nadejść korzeniarka z gór.
A gdy się o kilka dni spóźniła, Babunia frasowała się i pytała:
— Co się z handlarką stało? Czy Pan Bóg chorobę na nią zesłał? Chyba jeszcze nie umarła?
I mówiono o niej dopóty — dopóki się nie pokazała w podwórzu z koszem na plecach.
Często chodziła Babunia z dziećmi na dalekie przechadzki, bądź to do domu leśniczego, lub do młyna, bądź to daleko do lasu, gdzie świergotały ptaki, rozpościerały się kobierce miękkiego mechu pod drzewami, i rosły pachnące konwalie, pierwiosnki, zawileje, gwoździki, krzaki dzikich łyków i prześliczne złocienie. Najwięcej złocieni przynosiła im blada Wikcia, gdy spostrzegła, że wieńce wiją. Wikcia była zawsze blada, oczy jej się żarzyły jak dwa węgle, czarne jak krucze skrzydło włosy miała rozczochrane, nigdy nie była porządnie odziana, nigdy do nikogo słowa nie mówiła. Na skraja lasu pod starym dębem stała Wikcia całemi godzinami, spoglądając w dal na tamę w rzece. Gdy zmrok zapadał zbliżała się do tamy, siadała na omszonej poręczy, oka od wody nie odwracała i do późnej nocy śpiewała.
— Ale Babuniu — pytały się dzieci — czemu to Wikcia nigdy pięknych szat nie ma, nawet w niedzielę? Czemu nigdy nie mówi?
— Bo jest niespełna rozumu.
— A jak to bywa, gdy się jest niespełna rozumu? — nalegały dzieci.
— No, jak człowiek nie ma dobrego rozumu.
— A co człowiek robi, jak nie ma dobrego rozumu?
— To, co naprzykład Wikcia, która do nikogo nie mówi, obdarto chodzi, mieszka w jaskini leśnej zimą i latem.
— A w nocy także? — zapytał Wilemek.
— Tak! Wszakże słyszycie, jak do nocy przy tamie śpiewa; potem idzie do jaskini spać.
— A nie boi się świetlaków i topielic? — pytały dalej zdziwione dzieci.
— Ha! ha! Topielic wcale nie ma! — odparła Baśka, — tatuś nam to powiedział.