Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/150

Ta strona została przepisana.

dyni domu obszerną skrzynię, i z upodobaniem wyłożyła przed przybyłemi znajomkami swe zasoby: była tam wielka ilość płótna, kanawasów i przędzy własnej roboty, którą z roku na rok pomnażała.
— Dla kogóż to wszystko odkładacie, kiedy córka już dawno wyszła za mąż? — zapytała zdziwiona pani młynarzona.
— Mam trzy wnuczki, a wiadomo wam przecież, że:

„Płótno i przędza,
Z domu wypędza!“

odpowiedziała pani dozórczyni.
Tego samego zdania była i pani młynarzowa; lecz pan dozórca, wróciwszy do domu, rzekł:
— Ah! matka znów te stare klamory wykłada; może kazać na licytacyę zadzwonić?
— O panie ojcze; byłoby szkoda; wszak to wszystko mocne jak żelazo; taki towar nie pójdzie na licytacyę ani za pięćdziesiąt lat.
Pani dozorczyni bardzo żałowała, że nie mogła poczęstować Babuni niczem innem jak chlebem, bo staruszka, wybierając się na odpust ślubowała, nic innego w usta nie wziąć jak chleb i wodę; a ślub był dla niej święty i nie byłaby się dała niczem w świecie od raz powziętego postanowienia odwieść.
Pani matka wychwalała bardzo nocleg, a leżąc w pierzynach z puchem, rzekła do siebie wielce zadowolona:
— Nie ma co mówić; przyjemne legowisko; człowiek leży mięko jak w śniegu.
Krystyna i Andzia były na noclegu u pewnej wdowy. Miały spać na górze w sianie, gdzie im gospodyni wyznaczyła legowisko. Dziewczyny były takie zmęczone, żeby się i na kamieniu były dobrze wyspały. Tej nocy jednakowóż nie zostały na górze, lecz zeszły po drabinie do sadu.
— Nie jest tu tysiąckroć lepiej aniżeli na górze? Zagroda to nasza komora, gwiazdy nasze świece, a zielona trawa nasza pierzyna, — rzekła Krystyna, owijając się w suknię i kładąc się na murawie pod drzewem.