Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/16

Ta strona została przepisana.

W lecie przychodziła Wikcia rzadko do wsi, ale w zimie zachodziła jak wrona koło domu, pukała wreszcie w okno lub w drzwi, nadstawiła rękę, a gdy otrzymała kawałek chleba lub co innego, odchodziła, nie mówiąc słowa. Dzieci, zauważywszy na zmarzłym śniegu krwawe ślady jej stóp, wołały za nią:
— Wikcia, Wikcia! chodź do nas; mamusia ci da trzewiki; możesz u nas całkiem zostać!
Lecz Wikcia ani się obejrzała i odchodziła do lasu.
Wieczory letnie babunia lubiła spędzać z dziećmi pod lipą, gdy niebo było pogodne i od gwiazd się iskrzyło. Póki Adelka była mała, brała ją babunia na łono, Baśka zaś z chłopcami zajmowała miejsce u jej kolan. Nie mogli się też inaczej ustawić, gdyż babuni, gdy zaczęła mówić, na usta patrzały.
Babunia opowiadała o ślicznych aniołach, co tam wysoko przebywają i te niezliczone światła dla każdego człowieka zapalają; o aniołach stróżach, co dzieci na wszystkich ścieżkach żywota strzegą, radują się, gdy są uczciwe a płaczą, gdy są nieposłuszne. Dzieci zwracały oczy swe ku jasnemu niebu, na którem tysiące tysięcy gwiazd świeciło, małe, średnie i wielkie, a najpiękniejszemi barwami iskrzące.
— Któraż też jest gwiazda moja? — zapytał się pewnego wieczora Janek.
— To tylko Pan Bóg wie. Bo pomyśl, czy byłoby możliwe między temi milionami gwiazd twoją oznaczyć? — odpowiedziała babunia.
— A czyje są te wielkie, piękne gwiazdy, co się tak bystro świecą? — pytała Baśka.
— Te są onych ludzi, których Pan Bóg pokochał — wybrańców Bożych, którzy dużo dobrych