Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/186

Ta strona została przepisana.

przybywali. W tak licznem towarzystwie nie czuła się skromna Babunia swobodną.
Proszkowie wrócili z „mięsopustu“ późno wieczorem. Dzieci przyniosły Babuni „wysługę“ od Stanickich, chwaliły huczną muzykę, jaką tam słyszały i opowiadały o gościach, jakich poznały.
— Kogóż takiego? — zapytała Babunia.
— Kupca Włocha, który do nas jeździ i nas zawsze figami częstuje. Nie bylibyście go wcale poznali, bo nie był taki brudny, jaki tu do nas przyjeżdża; był wystrojony jak książe pan i miał złoty łańcuszek przy zegarku.
— Czego dużo jest, w tem snadno pływać! — rzekła Babunia; — a zresztą, — dodała staruszka, — wy także nie idziecie pomiędzy ludzi w tem samem ubraniu, w którem się w domu walacie. Człowiek winien chodzić w czystem ubraniu, gdy mu na to starczy.
— Ale ten dopiero musi być bogaty, nie prawda? — pytały dzieci dalej.
— Nie wiem; nie patrzałam w jego skrzynkę, lecz być może, że tak jest, bo z niego dobry kupiec.
W dzień po „mięsopuście“ przyszły maski z samym mięsopustym“ na czele, który był grochowiną owiązany i miał wygląd niedźwiedzia.
W każdej chałupie urywały kobiety z tejże grochowiny po garści i kładły później przy sadzeniu jaj gęsiom w gniazda, aby dobrze siedziały.
Mięsopust minął i stał się koniec wszelkim zimowym zabawom i rozrywkom.
Babunia śpiewała „gorzkie żale“, opowiadała dzieciom żywot Chrystusa Pana, a w pierwszą niedzielę postu ubrała się w żałobę.
Dni stawały się dłuższe, słońce było cieplejsze, łagodny wiatr lizał śnieg na polach.
Kury gdakały wesoło w podwórzu, a gdy się gospodynie spotkały, mówiły o sadzeniu jaj i zasiewie lnu.
Gospodarze naprawiali pługi i brony.
Gdy rano pan ojciec tamę dojrzał i chciał wstąpić na chwilę do „Starego Bielidła“, aby z Babunią „słówko pomówić“, nie mógł prostą drogą przejść, bo lód puszczał na rzece i kawał za kawałem „płynął w świat”, jak mawiał pan ojciec.