Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/19

Ta strona została przepisana.

— Janek, Wilemek! Chodźcie tu! — wołała, a gdy po chwili nadeszli, jakby pytając, mówiła: — Mnie się zdaje, żeście wy tu śliwek nabrali.
— Nie, nie, Babuniu! Myśmy nic nie wzięli — wypierali się chłopcy, mocno się rumieniąc.
— Nie kłamcie! — groziła Babunia, — czy nie wiecie, że was Pan Bóg słyszy?
Chłopcy wtedy uciekli i było to już wyznaniem dla Babuni. Chłopcy nie mało się dziwili, że Babunia wnet o wszystkiem zapomniała. Nie kryli się więc z niczem przed nią i zaniechali niezręcznych wymówek.
Gdy w lecie było gorąco, rozbierała Babunia dzieci do koszulki i prowadziła kąpać do rzeczki, wybierając na to tylko miałkie miejsca, gdzie woda nie wyżej kolan sięgała, bo się obawiała, by nie utonęły; lub też siedziała z niemi na ławie, na której kobiety kijankami płukały bieliznę, kazała im nogi kąpać i bawić się rybkami, które jak strzały w wodzie się mijały. Nad wodą rosły ciemnoleśne olsze i wierzby; dzieci łamaly sobie z nich prąciki, które potem na wodę rzucały, patrząc za nimi, jak się oddalały, dalej, coraz dalej, póki im z ócz nie znikły.
— Pręciki dalej, do prądu rzucać trzeba — pouczała Babunia dzieci; — bo gdy przy samym brzegu płyną, zatrzymuje je każda trawka, każdy korzonek.
I Baśka urwała pręcik, rzuciła go na bystrą wodę, a spostrzegłszy, że się szybko oddala, zapytała Babunię:
— A co się z nim stanie, Babuniu, gdy przypłynie do stawidła i znajdzie drogę zagrodzoną.
— Przepłynie stawidło, — twierdził Janek; czy nie pamiętasz, co się stało, jak onegdaj wrzuciłem kawałek drzewa tuż przed samą tamą? To-