Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/200

Ta strona została przepisana.

Babunia, słysząc płacz i narzekanie wnuków, rzekła:
— Dzieci! jakże się wasze cacka przed żywiołem ostać miały, gdy stuletnie drzewa i murowane domy okazały się za słabe.
W kilku dniach osuszyło słońce pola, łąki i drogi, wiatr rozwiał suche błoto na wszystkie strony świata; trawa zieleniała się świeżej jak przedtem, i mało tylko zostało smutnych pamiątek po powodzi, ale ludzie długo o niej mówili.
Jaskółki wróciły. Dzieci z radością witały miłych gości i cieszyły się niezmiernie, że już teraz nie długo pan Beyer przybędzie, a potem wróci do domu ukochany tatuś.
W dzień św. Filipa i Jakóba pod wieczór naznaczyła Babunia trzechkrólową kredą wszystkie drzwi w domu i chlewie trzema krzyżykami i poszła z dziećmi na zamkową górę. Chłopcy nieśli na ramionach stare miotły. Na szczycie góry zgromadziła się czeladź dworska, nie brakło i pana ojca z Andzią i Mili z Krystyną. Wacław Kudrna pomagał z braćmi Mili namaczać smołą miotły, a reszta chłopców układali stos z drzewa i choin.
Noc była piękna; ciepły wiar powiewał po zielonem zbożu i roznosił woń kwiecia z parku i ogrodu po całem pagórku. W pobliskim lesie hukała sowa, kos szczebiotał na wysokiej topoli przy wiejskiej drodze, z krzaków w parku rozlegał się śliczny śpiew słowika.
Nagle wybuchnął płomień na zliczskiem wzgórzu, chwilę później pokazał się słup ognia na żernowskim wierzchu, a po podgórzach zabłysnęły większe i mniejsze ognie. W oddali na wierzchołkach nachodzkich gór i het daleko pod Nowem Miastem płonęły ognie, migotały światła.

Teraz i Mila zapalił smołą namoczoną miotłę i rzucił na stós drzewa i choin. Po kilku chwilach wzbij[1] się słup ognia ku niebu. Zgromadzeni krzyknęli z radości, każdy chwycił osmoloną miotłę,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Szarym kolorem zaznaczony odgadnięty nieczytelny koniec słowa.