Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/202

Ta strona została przepisana.

— O Babuniu, jaka szkoda, że musimy siedzieć cały dzień w szkole, a tu tereśnie i poziomki dojrzewają i tak wesoło wszędzie, — skarzył się Janek.
— Zmienić tego nie możemy, chłopcze; zawsze w domu być nie możesz, a zawsze się bawić, także nie. Teraz was czekają inne troski i inne radości, — odpowiedziała Babunia.
— Ja chętnie będę do szkoły chodzić, Babuniu, — odezwała się Baśka, — tylko za wami tęsknić będę, gdy was cały dzień nie będę widzieć!
— I mnie was brakować będzie, kochane dzieci, lecz tak to już bywa na świecie: drzewo kwitnie, dziecię rośnie; drzewo okwitnie, owoc opadnie; odrośnie dziecko, opuści rodzice! Takie jest postanowienie Boskie. Dopóki drzewo jest zdrowe, daje użytek, lecz gdy uschnie, wytniesz je i wrzucisz w ogień, a popiołem zgnoisz ziemię, która znów inne drzewa wyda. Tak i wasza Babunia doprzędzie swej nici, i złożycie ją w ziemię na wieczny odpoczynek, — rzekła Babunia przyciszonym głosem.
W ogrodzie zaśpiewał słowik; dzieci mówiły „nasz" słowik, bo ptak wracał co rok do ogródka i słał gniazdo w krzakach pod płotem. Od tamy dolatywał odgłos smutnej kołysanki. Dzieci chciały się jeszcze zatrzymać w ogrodzie, lecz Babunia nagliła do domu, i rzekła:
— Wiecie dobrze, że się jutro nauka w szkole rozpoczyna, i rychło wstać musicie; chodźcie więc spać, ażeby się matka nie gniewała.
Rano przy śniadaniu pouczała matka dzieci, z wyjątkiem Adelki, która jeszcze spała, jak się w szkole uczyć mają, jak pana nauczyciela słuchać, jak się w drodze zachowywać; dawała im same dobre rady i tak im do serca przemówiła, że się dzieciom na płacz zbierało. Babunia przygotowała tymczasem malcom drugie śniadanie, które miały zabrać ze sobą.