Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/205

Ta strona została przepisana.

— Może ojciec jego jeszcze złemu zaradzi — rzekła Babunia — bo Jakub całą nadzieję w tem pokładał, gdy go rządzca nie przyjął w nowy rok do dworskiej służby.
— Staremu Miliby o stówkę lub dwie nie chodziło — rzekła pani kumotra.
— Dwie stówki nie starczą — odpowiedział pan ojciec — a tyle Mila dać nie może, bo gospodarstwo ma małe a dzieci dużo. Najlepiejby sobie Mila pomógł, gdyby wziął sołtysową Łucyę za żonę, lecz co do gustu nie ma dysputy. Wiem na pewno, że Jakub woli zostać żołnierzem, aniżeli sołtysowym zięciem.
— Bicz zostanie biczem — zawołał jeden z gości — kto Łucyę dostanie, nie potrzebuje mówić: „Boże nie karz mnie,“ bo już będzie dosyć ukarany.
— Najbardziej mi Krystyny żal; co ta dziewczyna dokazywać będzie! — rzekła Babunia.
— Co tam dziewczyna! — zawołał pan ojciec — popłacze, postęka i — koniec; Jakubowi gorzej będzie!
— To prawda, kto nie zostaje chętnie żołnierzem, ciężko mu się przyzwyczaić do nowego zawodu, lecz z czasem się wżyje, jak we wszystko na świecie. Wiem dobrze, panie ojcze, jak się to dzieje; nieboszczyk mój Jerzy, daj mu Panie niebo, musiał się do gorszego życia przyzwyczaić, a ja z nim; wprawdzie rzecz się nieco inaczej miała z nami, aniżeli z Krystyną i Milą, Jerzy bowiem dostał pozwolenie na ślub, pobraliśmy się i żyliśmy spokojnie. Ale o tem tu ani mowy być nie może, niema się zresztą czemu dziwić, że Mila niechętnie odchodzi, gdy się pomyśli, że biedak czternaście lat musi na Krystynę czekać.
— Da Bóg, może mu się poszczęści, i uchyli się od służby — dodała staruszka, a twarz jej się nagle wypogodziła, bo zoczyła wracające ze szkoły