Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/215

Ta strona została przepisana.

w okolicę Jaromierza, Prusak zaś stał nad granicą. W całej okolicy było wojsko rozłożone nawet po chatach. Do nas przekazano kilku prostych szeregowców i jednego oficera. Był to człowiek lekki, jeden z tych, którym się zdaje. że każdą dziewczynę w swoje sidła dostaną jak pająk muchę. Odprawiłam natręta szorstko, lecz on o słowa nie dbał, i wszystko z siebie strząsł jakby kroplę rosy. Gdy nie nie pomagało, urządziłam się tak, że się nigdy z nim sam na sam spotkać nie potrzebowałam.
Wiesz dobrze jak to bywa. Dziewczyna musi kilka razy na dzień biegnąć to w pole, to na trawę; zdarzy się, że domownicy wszyscy wyjdą, i zostanie sama; krótko mówiąc, ponieważ nie ma zwyczaju ani potrzeby doglądać dziewczyny, wymaga się, ażeby sama siebie pilnowała, lecz tym sposobem daje się bezsumiennym zwodzicielom dosyć sposobności do prześladowania cnoty.
Pan Bóg mnie ostrzegł. — Na trawę chodziłam wczas rano, gdy jeszcze wszyscy spali. Od najpierwszej młodości wczas rano wstawałam, bo matka mi zawsze mówiła:
— Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje!
I miała słuszność, bo chociażbym z rychłego wstania nie była miała żadnego pożytku, byłaby mi fatygę wynagrodziła sama radość, jaką o tej porze odczuwałam. Bo wyszedłszy z rana do sadu lub w pole, widziałem zieloną łąkę, pokrytą świeżą rosą, na widok której serce mi się z radości śmiało. Każdy kwiatek stał jak panna z podniesioną głową i wesołemi oczami. Powietrze było napełnione wonią, jaka z każdego kwiatka, każdej trawki wychodziła. Skowronki wzbijały się nademną wysoko w powietrze i śpiewały Bogu na chwałę; zresztą wszędzie w koło panował spokój — święta cisza.
Gdy słońce wschodziło nad górami, zdawało mi się, że jestem w kościele; śpiewałam wesoło, a praca mi szła od ręki jakby grał.
Pewnego dnia z rana kosiłam trawę w sadzie; naraz usłyszałam za sobą głos:
— Boże pomagaj, dziewczyno!
Chcąc odpowiedzieć: Daj Panie Boże! — spoj-