Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/237

Ta strona została przepisana.

lej rznąć. Lecz gdy zdumieni na mnie spojrzeli, zawstydziłem się, dałem rozkaz do dalszej pracy, a sam odszedłem daleko w las.
Całą godzinę chodziłem bez celu i bezustannie prześladowała mnie myśl, że mnie brzoza prosiła, abym jej życia nie odbierał. Gdym się na końcu przemógł i wrócił, była już ścięta; ani listek nie zachwiał się na niej, jak martwe ciało leżała na ziemi. Owładnął mną żal, jakobym był popełnił zbrodnię. Kilka dni nie miałem spokoju, ale nie zwierzyłem się nikomu, a gdyby dzis właśnie rozmowa na ten temat nie była weszła, nie byłbym się z tem nikomu zdradził.
— Coś podobnego i mnie się zdarzyło — odezwał się swym głębokim głosem pan Beyer. — Miałem odstawić zwierzynę do zarządu; idę więc do boru, a tu kroczy prosto na mnie sarna: piękne zwierzę, jak z marmuru wytoczone. Popasając co chwilę, oglądało się wesoło po lesie. Zrobiło mi się żal, ale pomyślałem:
— Co z ciebie za błazen!
Strzeliłem więc, ale ręka mi drgnęła i raniłem ją w nogę; przyklękła, — uciec nie mogła! Pies się do niej rwał, lecz go wstrzymałem; coś mi nakazywało, abym jej ubliżyć nie pozwolił. Podszedłem do niej, i nie mogę wypowiedzieć, z jaką boleścią sarna na mnie spojrzała, prosząc niby i żaląc się zarazem. Wyciągnąłem kordelas i wbiłem jej w serce. Drgnęła silnie i — było po niej. A ja rozpłakałem się i od tej chwili — czegobym się miał wstydzić...
— Tatuś nie strzela do sarn — dodał prędko Orlik.
— Tak jest; ilekroć mierzę, widzę przed sobą tę ranną sarnę i jej oczy pełne boleści. Obawiam się, że chybię, że zwierzę zranię i odkładam strzelbę.
— Powinniście tylko złe zwierzęta strzelać, a dobrym dać spokój, bo ich szkoda — odezwał się Wilemek, który o mało co się nie rozpłakał.
Zadne zwierzę nie jest tak dobre, ażeby nie mogło być złe, jak żadne nie jest tak złe, żeby nie mogło być dobre, właśnie tak jak ludzie — rzekł pan Beyer.