Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/240

Ta strona została przepisana.

tylko przyjaciela, mówili, lecz ten tam zastrzelił z sprosnej zmysłowości dziewczynę, która mu nic nie zrobiła i mordował ludzi!
Tak sądzi każdy według swego widzi mi się; co głowa, to rozum; co oko, inaczej widzi; więc trudno orzec:
— Tak jest, inaczej być nie może!
Bóg jedyny zna świat, On zajrzy w najskrytsze tajniki serca ludzkiego i osądzi; On rozumie mowę zwierząt, przed nim się otwierają kielichy kwiatów, On zna ścieżki każdego robaka; szum wiatru rządzi się Jego rozkazem; prąd rzek biegnie korytem, jakie On wskazał.
Leśniczy zamilkł; fajka mu zgasła. Oczy mu się żarzyły, twarz promieniała jak w jesiennym słońcu górzysty padołek, który się jeszcze zieleni i kwitnie, gdy góry pokrywa już śnieg.
Wszystkich oczy zwrócone były na pana Beyera, aż nareszcie Babusia przerwała milczenie:
— Miło was słuchać, panie Beyerze; mówicie prawdę, jak pismo święte; lecz czas już dzieci w łóżko położyć; a myślę, że i wasz Orlik będzie drogą zmęczony jako i wy także.
— Orliku! Twą kanię zabiorę dla puhacza; bo co tobie po niej? — odezwał się pan leśniczy, zawieszając strzelbę przez ramię.
— A i z radością wam ptaka odstąpię, — odpowiedział Orlik.
— Przyniesiemy kanię wczas rano do was, — odezwali się chłopcy.
— Wszak musicie pójść do szkoły — rzekł pan leśniczy.
— Wyprosiłam dzieci na jutro u nauczyciela, aby mogli gościa użyć, — rzekła pani Proszkowa.
— Jeżeli tak, to i moich swojaków zatrzymam w domu, aby się wszyscy razem zabawić mogli. Przyjdźcie więc jutro, dzieci; dobra noc! — rzekł pan leśniczy.