Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/249

Ta strona została przepisana.

Dzieci były niezmiernie szczęśliwe, że miały ukochanego ojca w domu. Nie mogły mu się napatrzeć i jedno przez drugie się dobijało, aby ojcu opowiedzieć, co przez cały rok się stało, a o czem ojciec już dawno z listów matki się dowiedział.
— Wszak zostaniesz u nas przez całą zimę; nieprawdaż tatusiu? — zapytała Adelka, tuląc się do ojca i gładząc mu wąsy, co było zawsze znakiem jej szczególnej łaski.
— A nieprawdaż, tatusiu, gdy będzie sanna, to pojedziemy malowanymi sankami, a konie będą miały dzwonki? Pan Stanicki przysłał raz w zimie po nas sanki; pojechaliśmy z mamusią do miasta, Babunia została w domu. Co to była za jazda, jaki odgłos dzwonków! Gdyśmy jechali przez miasto, ludzie wybiegali z domów, aby patrzeć, kto taki jedzie, — opowiadał Wilemek.
Lecz ojciec nie mógł odpowiedzieć, bo już Jan zaczął:
— A wiesz już, tatusiu, że będą leśniczym? — Jak wyjdę ze szkoły, pójdę w naukę do pana Beyera w góry, a Orlik pójdzie do Ryzenburku.
— Dobrze; lecz ucz się wpierw pilnie w szkole, — odpowiedział z uśmiechem ojciec, nie chcąc się chłopakowi sprzeciwiać.
Przyszli i przyjaciele, pan leśniczy i pan młynarz, aby powitać miłego gościa. W „Starem Bielidle“ stało się wesoło; nawet psy z jakąś nadzwyczajną radością biegły Hektorowi naprzeciwko, jakby się z nim chciały podzielić wesołą nowiną. Wszak pan Proszek lubił psy, batów już nie dostały od czasu, kiedy kaczęta rozszarpały, a ile razy się do swego pana zbliżyły, gładził je po sierci Babunia, widząc ich radość, zaraz zaznaczyła, że zwierzęta dobrze wiedzą, kto je lubi i pamiętają to długo.