Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/27

Ta strona została przepisana.

krych ścieżkach górskich, przepaściach, ogromnych zawiejach i mgłach. Opowiadał, ilekrotnie już śmierci w oczy spojrzał, gdy mu się noga na wązkiej ścieżce poślizgnęła, ilekrotnie zbłądził i o głodzie dwa, trzy dni w górach się tułał, nie wiedząc, którędy się z tego labiryatu wydostać.
— Za to — ciągnął dalej — wy w dolinie nie wiecie, jak piękny jest świat w górach latem. Gdy śnieg staje, zielenią się doliny, kwitną kwiaty, lasy pełne woni i śpiewu — prędko jedno po drugiem następuje, jakby na skinienie laski czarodziejskiej. Co za rozkosz wtedy chodzić po lesie! To się też dwakroć na tydzień pnę na „Śnieżnik” (Schneekoppe); gdy patrzę na wschód słońca, na ten świat pod mojemi nogami rozpotarty, czuję wtedy, żebym za nic w świecie gór nie opuścił; ta chwila wynagradza mi wszelkie uciążliwości zawodu!
Pan Beyer przynosił dzieciom piękne kryształy, wyliczał im góry i jaskinie, w których je znaleźć można, darowywał im mech pachnący jak fiołki i opowiadał o Rybcalowym prześlicznym ogrodzie, do którego przyszedł był pewnego razu, podczas strasznego wichru i śnieżycy po długiem błądzeniu w górach.
Przez cały dzień nie odstępowali chłopcy od niego, odprowadzali go do rzeki, przypatrywali się spławianiu drzewa, pływali z nim na tratwach. Gdy. wreszcie pan Beyer w drogę się wybierał, płakali chłopcy, odprowadzając go razem z babunią. Pani Proszkowa dała mu zawsze tyle zasobów na drogę, ile tylko mógł zabrać.
— No, na przyszły rok, da Bóg doczekać, znów się zobaczymy; zostańcie z Bogiem!
Tak się żegnał, odchodząc szybkim krokiem. Dzieci rozmawiały kilka dni o dziwach gór olbrzymich, o panu Beyerze i cieszyły się na następne jego przybycie.