Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/273

Ta strona została przepisana.

Babunia cichym głosem. — Cierpień twych ci już nikt nie wynagrodzi; winnego Bóg sądzić będzie, znalazłaś teraz spokój i odpoczynek!
— Kowalowa chciała podłożyć Wikci trzosek pod głowę, ale myśmy jej dali mchu — rzekła żona leśniczego. — Obawiamy się, żeby nas ludzie, a przedewszystkiem krewni nieboszczycy nie obmówili, żeśmy wzięli pogrzeb na siebie i tylko tak „lada było“ go odbyli — troszczyła się pani kumotra.
— Na nic teraz malowane łóżkó, kochana kumotro! Nie troszczcie się o nic. Niech sobie ludzie mówią, co chcą. Po śmierci oprawiliby w złoto, a za życia nie spytają: Człowieku, co ci jest, co cię trapi? Zostawcie Wikci tę zieloną poduszkę, wszak przez lat piętnaście nie położyła głowy na inną.
Babunia podniosła kropidło, pokropiła umarłą po trzykroć święconą wodą, przeżegnała trupa, kazała dzieciom to samo uczynić, i cicho opuścili potem wszyscy domek w ogrodzie.
Za Ryzenburkiem, w romantycznie położonej dolinie, przy huszyńskim kościółku, fundowanym ongi przez pana Turyńskiego za uzdrowienie niemej córeczki, jest cmentarz, na którym złożono zwłoki biednej Wikci.
Pan leśniczy zasadził na grobie jodłę.
— Jodła zieleni się latem i zimą, a Wikcia kochała jodły — rzekł pan leśniczy do Babuni, gdy o nieboszczycy mówili.
Pamięć po Wikci nie wygasła, pomimo, że nie rozlegała się już jej kołysanka przy tamie, że jaskinia pustką stała, że z czasem i jodły wycięto. Nieszczęsne imię Wikci żyło długie lata w okolicy, bo poeta Berla z Zernowa uczcił jej pamięć smutną pieśnią.