Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/31

Ta strona została przepisana.

Babunia mało jadła i prosiła, aby pani matka dzieciom tak wielkich porcyi nie kładła, na co pani matka uśmiechając się odpowiadała:
— Wam się nie dziwię, że mało jecie, boście starzy; ale dzieci, mój Boże, te mają kacze żołądki. Spytajcie się naszej Andzi, kiedy chcecie, zawsze wam odpowie, że głodna.
Dzieci się do pani matki tuliły i przyznawały jej we wszystkiem słuszność.
Gdy w końcu od niej po kołaczu były dostały, bawiły się w piłkę, w konie i podobnemi zabawami czas sobie uprzyjemniały. Za stodołą ich oczekiwało sześciu rówienników, co jeden to mniejszego wzrostu jak piszczałki w organach. Były to dzieci z dawnego „tartaku“, powyżej karczmy położonego. W miejscu tem był dawniej tartak, lecz gdy się tamdotąd kataryniarz z żoną i dziećmi wprowadził, wystawił im właścieiel gospody chałupkę o jednej izbie i kuchni. Ojciec ich chodził z katarynką po okolicy, matka chodziła prać, szyć i zarabiała jak mogła na kawałek chleba. Nie mieli więcej bogactwa jak tych sześciu „bachorów“, jak ich pan ojciec nazywał, i tę ojcowską muzykę. Ale jednak nie znać tam było biedy; dzieci miały twarze pełne jak księżyc, a często dolatywał przechodniów taki wonny zapach z tartaku, że się im na smak zbierało. A gdy potem dzieci z tłustemi, szklącemi się wargami przed domem stały, sąsiedzi sobie głowę łamali, co u Kudrnów dziś za pieczeń być mogła.
Pewnego razu Andzia, wróciwszy z tartaku, opowiadała pani matce, że jej Kudrnowa dała kawałek pieczeni zajęczej, tak dobrej, że się to nawet opowiedzieć nie da, — za nic migdały!
— Zkąd oni zająca wzięli? — pomyślała pani matka. — Chyba Kudrna kłusownikiem nie jest?