Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/34

Ta strona została przepisana.

W rozmowach starszych w ogrodzie brał także udział starszy młynarczyk. Opowiadali o znajomych, których w kościele na mszy św. spotkali, o rannej egzorcie, kazaniu, wyliczali, ile było zapowiedzi, za kogo modlitwę odmawiano, mówili o powodzi, o wyrabianiu płótna, o urodzaju lnu, a kończyli zawsze pogadankę na złodziejach w Kramolnie i na kryminale. Młynarczyk był bardzo gadatliwy, lecz gdy pod wieczór ludzie zajeżdżali z zbożem, wchodził do młyna, pomny przysłowia; „Kto pierwszy przyjdzie, ten pierwszy mele“.
Pan ojciec zaś udawał się na chwilę do gospody, a panie kumotry zostawały sam na sam, gwarząc o tem i owem.
W zimie spędzały dzieci sporo czasu na piekarniaku. Był to piec wielki, na którym stało łóżko służącej i gdzie Adelka chowała wszystkie przyrządy do gier. Gdy dzieci na piec powchodziły, było tam rojno i gwarno. Na wierzchnim schodku siedział wielki pies. Tu obchodzono co niedzielę wesele jednej z lalek. Młodym panem było grzebło, księdzem był Mikołaj. Potem następowała weselna uczta i tańce, podczas których niejedno z dzieci nastąpiło psu na nogę; tenże wyjąc z bólu przeszkał starszym w pogawędce. Wtedy rozgniewana pani matka wołała:
— Proszę państwa! Nie zburzcie mi pieca, bo jutro zrana chcę chleb piec!
Na piekarniku uciszyło się; dzieci grały w „ojca i matkę”. Młodej matce przyniósł bocian dziecię; Adelka, która jeszcze gotować nie potrafiła, musiała zastępować akuszerkę, Wilemek i Janek byli kumotrami i dali dziecięciu na imię „Houcia”. Potem nastąpiła znów obfita w przeróżne potrawy uczta, na którą i psa zaproszono, a to w nagrodę za krzywdę, wyrządzoną mu podczas tańców.
Houcia bardzo prędko dorosł, tatuś go zawiódł do szkoły, w której nauczycielem był Janek. Lecz