Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/42

Ta strona została przepisana.
V.

Raz na dwa lub trzy tygodnie, gdy właśnie pogoda sprzyjała, oznajmiała Babunia:
— Dziś pójdziemy do pani leśniczowej prząść!
Dzieci od samego rana cieszyły się na tę wizytę.
Od tamy wiła się ścieżka pod spadzistą pochyłością do mostu, za mostem zaś prowadziła droga topolową aleją aż do samego Ryzenburga.
Babunia zaś lubiła chodzić ścieżką, prowadzącą wzdłuż rzeki do tartaka. Za tartakiem wznosiła się góra, gdzie nic nie rosło prócz dziewanny, którą wesoła Baśka ochoczo zbierała i w dużych pękach Babuni przynosiła. Potem dolina coraz więcej się ścieśniała, koryto rzeki stawało się coraz węższe; prąd wody pędził coraz bystrzej, szumiąc ponuro po skalistym gruncie. Wierzchy wzgórz ukrywały rosłe jodły i stare świerki, zasłaniając prawie całą kotlinę swymi konarami.
Tą to drogą zdążała Babunia z dziećmi do ryzenburskiego zamczyska, którego mchem porośnięte ruiny ku niebu sterczały.
Niedaleko zamku u wejścia podziemnego trzy mile długiego ganku stała altana o trzech wysokich oknach gotyckich. Tu się odbywały śniadania państwa podczas polowań. Do tej altany skierowały dzieci teraz swą drogę, pnąc się jak kozy po spadzistym wzgórzu: Babunia wspinała się z trudnością, chwytając się to prawą to lewą ręką drzewek przy drodze rosnących, i nareszcie u celu stanąwszy, rzekła:
— Oj! daliście mi pić; ani tchu złapać nie mogę!
Dzieci wzięły Babunię za rękę i zaprowadziły na ocienioną stronę altany, gdzie na jednym z ustawionych tam krzesełek usiadła.
Rozpościerał się przed nimi cudowny krajobraz. Po prawej stronie sterczały ku niebu ruiny zamczyska, u nóg leżała półkolem dolina, równa jak płachta; poza nią piętrzyły się skromne, jodłami porosłe góry, których najwyższy wierzchołek zdobił mały kościółek.
Cisza panowała naokoło. Tylko szum wody i śpiew ptasząt zakłócały głęboki spokój.