Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/57

Ta strona została przepisana.

a jeżeli cierpliwie posłuchacie, zaraz wam całą historyę o Wikci opowiem.
— Jak łaska pana kumotra, to i jedwabną, poduszkę podłożę, — żartowała Babunia, — a jeżeli się pani kumotra temu nie sprzeciwia, biorę was za słowo. Bo człowiek na starość podobny do dzieci, a dzieci jak wiecie lubią opowieści.
— Ja młoda a chętnie słucham, — odezwała się pani kumotra, — opowiadaj więc, ojczulku; prędzej nam czas zejdzie.
— Mamusiu! — odezwał się we drzwiach głos Wojtka, — Proszę o chleb, bo już nic nie mamy...
— To nie możliwe; gdzieżby to dzieci wszystko podziały? — dziwowała się Babunia.
— Jednę połowę zjadły, drugą dały psom, sarence i wiewiorkom; tak zawsze robią. Och! co ja z temi dziećmi mam za utrapienie, — wzdychała pani kumotra, krając powtórnie chleb.
Podczas gdy matka w przedsionku dzieci chlebem dzieliła, polecając córeczkę opiece służącej, nakładał leśniczy tytoniu do fajki.
— Mój niebożczyk, — rzekła Babunia, — niech mu Pan Bóg da niebo, miał ten sam zwyczaj: zanim zaczął opowiadać, musiał wprzód swoją fajkę nakłaść.
W oczach staruszki zabłysnął na chwilę blask błogiego wspomnienia.
— Nie wiem, co to jest, ale wszyscy mężczyźni mają ten brzydki zwyczaj, — odezwała się we drzwiach pani kumotra.
— Ale nie udawaj, jakobyś tytoniu nie lubiła; wszak mi go sama z miasta nosisz, — rzekł leśniczy, zapalając fajkę.
— Bo nie ma z wami innej rady, — odparła kumotra, — gdy człowiek nie chce wciąż na mrukliwą twarz patrzeć, musi wasze upodobania znosić. Opowiadaj już nareszcie — ciągnęła dalej, siadając z wrzecionem obok Babuni.
— Jestem gotów, więc słuchajcie!
To mówiąc, puścił leśniczy pierwszy kłąb dymu w górę, założył nogi, oparł się o poręcz krzesła i rozpoczął historyę Wikci.