Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/62

Ta strona została przepisana.

— Tylko nie zaczynajcie z nim; mógłby was oczarować! — odradzały przezorniejsze.
— Gadu, gadu! co nam zrobi? Chciałby nam co zadać, musiałby posiadać jaki przedmiot, który my na ciele nosiły, a tego mu żadna z nas nie da; my zaś nie takie głupie od niego co przyjąć. Więc na co strachy?!
— Nie obawiaj się niczego, Wikciu. Pójdziemy pewnego pięknego dnia z tobą i tego dyabła wypłoszymy! — zapewniały śmielsze.
Lecz Wikci to zapewnienie nie pocieszyło, bo bojaźliwie wkoło siebie spoglądając, głęboko westchnęła:
— Gdyby już raz Pan Bóg ten krzyż ze mnie zdjął!
Oświadczenie Wikci nie zostało tajemnicą; wszyscy wnet o tem we wsi mówili, a i do sąsiedniej wioski nowina się przedostała.
Po kilku dniach przyszedł jakiś usłużny człowiek do ojca Wikci, mówił o tem i owem, aż na końcu wyznał i oswiadczył, że sąsiad chce syna ożenić, któryby bardzo chętnie Wikcię za żonę pojął; przyszedł on zatem zapytać, czy tamtym wolno przyjść na zmowiny.
— Zaczekajcie chwilę, zapytam się córki, niech wam sama da odpowiedź. Bo co do mnie, to bardzo dobrze znam Szymona i jego syna Tomasza, nie mam zgoła nie przeciwko nim; mają porządne gospodarstwo, — rzekł ojciec do swata i poszedł do komory naradzić się z córką.
Gdy Wikcia wszystko wysłuchała, odpowiedziała bez namysłu:
— Niech przyjdą!
Ojcu wydawało się dziwnem, że się córka tak prędko zgodziła, więc zapytał, czy zna Tomasza, aby ich daremnie nie zapraszać. Lecz Wikcia została przy danem słowie i oświadczyła nadto ojcu, że Tomasz jest jej dobry znajomy, i że go uważa za uczciwego człowieka.
— Bardzo mnie to cieszy, — odrzekł ojciec; — zresztą — jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz; więc — wola Boża! — niech przyjdą.
Gdy ojciec wyszedł, aby odprawić swata, we-