Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/75

Ta strona została przepisana.

rował i musi za nim chodzić, dokąd on będzie chciał. A chociażbyście ją odszukali i do domu przyprowadzili, znów za nim ucieknie!
Tak rozumowała kowalowa.
— Niech się stanie, co chce! Pójdę jej szukać! Może mnie usłucha; wszak dobrem dzieckiem zawsze była, — rzekł ojciec.
— I ja pójdę z wami, ojcze! — zawołał Tomasz, który wszystkiego z przerażeniem słuchał.
— Zostaniesz w domu! — rozkazał stanowczo gospodarz. — Gdy człowiek jest w gniewie, nie rządzi się rozumem; mógłbyś łatwo dostać się do klatki lub w biały kabat. I na coby ci się to przydało? Doświadczyłeś dość w tym czasie z nami, więc nie rób sobie jeszcze większej boleści, twoją żoną już być nie może. To sobie wybij z głowy na zawsze. Chcesz czekać rok na Marylkę, dam ci ją, jest to dobre dziewczę. Radbym cię miał zięciem, ale zmuszać cię nie będę; czyń, jak ci rozum nakazuje!
Wszyscy się rozpłakali, a ojciec ich pocieszał, mówiąc:
— Nie płaczcie! Nie przywiodę Wikci z powrotem, ha, darmo! Będziemy ją musieli polecić Opatrzności Boskiej.

Ojciec zabrał ze sobą kilka reńskich, zarządził, co się w gospodarstwie miało robić i udał się w drogę. Gdzie tylko mógł, dopytywał się ludzi, czy takiej a takiej osoby nie widzieli, opisując córkę od stóp do głów. Lecz nikt podobnej dziewczyny nie widział. W Józefowcu dowiedział się, że strzelcy odeszli do „Królewskiego Grodu“[1], a tam mu powiedziano, że czarny strzelec do innego batalionu przeniesiony został, ale miał zamiar za służbę podziękować; do której miejscowości zaś przesiedlonym został, zapytany żołnierz powiedzieć nie był w stanie. Był to ten sam, który u Miksza kwaterem stał. Za to twierdził stanowczo, że Wikci nigdzie nie widział.

  1. Königgrätz.