Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/76

Ta strona została przepisana.

Radzono Mikszce, aby się do rządu udał, bo tam najlepszą pomoc znajdzie; ale gospodarz z rządami nie chciał nic mieć do czynienia.
— Z urzędami nie chcę zaczynać, — odpowiadał gospodarz, — nie chcę, aby mi ją „szupasem“ odstawili jak zwyczajną włókę i ludzie ją palcem pokazywali. Tej hańby jej nie zrobię. Niech jest, gdzie jest, wszędzie jest w rękach Boga; bez jego woli włos jej z głowy nie spadnie. Ma wrócić, to wróci; nie wróci — niech się stanie wola Boska. Roztrąbywać jej po świecie nie dam.
I ojciec przytem pozostał.
Strzelca poprosił, aby Wikci dał znać, gdyby się o jej pobycie dowiedział, że ją ojciec szukał, a jeżeli ją spotka i będzie chciała wrócić do domu, aby zjednał dobrem słowem i pieniędzmi człowieka, któryby ją do rodziców odprowadził.
Strzelec mu wszystko chętnie przyobiecał, chociażby już dla tego, że miał u niego dobrą kwaterę i gospodarz wrócił do domu z tem spokojnem sumieniem, że uczynił wszystko, co było w jego siłach.
Wszyscy Wikcię opłakiwali, odprawiali za nią modlitwy i dawali na msze; lecz gdy minęło pół roku, trzy ćwierci roku, a o niej śladu nie było, wspominali ją już tylko jako umarłą.
Minął rok.
Pewnego dnia przynieśli owczarze nowinę do wsi, że widzieli w pańskim lesie kobietę tego samego wzrostu co Wikcia i z takiemi samemi włosami czarnemi. Zaraz wybiegła Mikszowa czeladź do boru. Przeszukała bór jak długi i szeroki, ale nic nie znaleźli.
Byłem wówczas pierwszy rok w nauce u mego poprzednika, nieboszczyka teścia. I nas te wieści doszły, a gdym się na drugi dzień do lasu zabierał, nakazał mi teść, abym miał oczy otwarte i bacznie