Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/78

Ta strona została przepisana.

raz na nią czatowali, aby z nią pomówić i przyprowadzić do domu; ale ona ludzi unikała i w dzień trudno ją było spotkać.
Gdy znów raz pod wieczór przyszła do ogrodu, Marylka, zbliżywszy się po cichu do niej, zaczęła ją łagodnie prosić:
— Wikciu, chodź ze mną; chodź do komory spać; już dawno w domu nie spałaś. Wszyscy tak bardzo za tobą tęsknimy; proszę cię, chodź ze mną.
Wikcia na nią spojrzała, pozwoliła się ująć za rękę i do sieni zaprowadzić; ale naraz się wyrwała i już jej nie było. Potem kilka dni nie pokazała się wcale w sadzie.
Raz w nocy byłem na stanowisku na wzgórzu, w wyż „Starego Bielidła“. Księżyc świecił, było jasno jak w dzień. Naraz widzę Wikcię, wychodzącą z lasu. Idąc, trzymała ręce złożone na piersiach, głowę miała pochyloną naprzód, a posuwała się tak lekko, że człowiek myślał, iż ziemi nie dotyka. Tak biegła wtedy z lasu prosto do tamy. Widywałem ją już często koło wody lub na wzgórzu pod starym dębem, więc to mnie nie zadziwiło. Ale gdym się dobrze przypatrzył, spostrzegłem, że coś wrzuciła w wodę, przyczem się tak dziko zaśmiała, że mi włosy na głowie stanęły.
Pies mój zaczął strasznie wyć. Trząsłem się ze strachu.
Potem usiadła na pniaku i śpiewała piosenkę. Nie rozumiałem słów, ale melodya była kołysanki, którą matki przy kolebce dzieciom śpiewają:

Spij, dziecino, śpij,
Zmruż oczęta, śnij,
Pan Bóg będzie z tobą spać,
Aniołeczek kolebać,
Spij, dziecino, śpij!

Melodya tak żałośnie rozlegała się po nocy, żem wszelkich sił dołożyć musiał, aby z miejsca się nie zerwać.
Dwie godziny biedna przesiedziała i śpiewała. A od tej doby jest każdy wieczór aż do nocy przy tamie i śpiewa zawsze tę samą kołysankę.