Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/83

Ta strona została przepisana.

Hektor wstydząc się kary przed młodszymi kolegami z spuszczoną głową wbiegł do sieni. Babunia zaś tak rzekła:
— Nie lepszy ojciec od syna!
Hektor był bowiem ojcem Sułtana, który swego czasu Babuni zagryzł tyle pięknych kacząt.
Popas się skończył. Drób się rozszedł. Dzieci otrzymały od Franciszka i Wojciecha piękne pawie pióra, pani kumotra dała Babuni tyrolskich jaj na podsadzenie, pan leśniczy przewiesił flintę przez ramię, zawołał na Hektora, poczem wszyscy opuścili gościnny dom.
Sarna szła za nimi jak pies. U stóp góry pożegnała się pani kumotra i wróciła z dziećmi do domu. Przy moście podał pan leśniczy Babuni opaloną prawicę i udał się do boru. Jan długo za nim spoglądał, nareszcie tak się odezwał do Baśki:
— Jak będę jeszcze trochę większy, pójdę do pana Beyera w naukę i będę także chodził na stanowisko.
— To chyba pan Beyer będzie musiał kogo z tobą posełać, bo się boisz leśnych djabłów i ognistych mężów, — pośmiewała się Baśka.
— Co ty wiesz! — gniewał się Janek, — gdy będę większy, to się bać nie będę.
Babunia przechodząc obok tamy, spojrzała na omszony pniak i myśląc o Wikci, głęboko westchnęła:
— Biedna dziewczyna!

VII.

Na drugi dzień przed południem wybierała się babunia z dziećmi do zamku.
— A zachowajcie mi się dobrze! — przykazywała matka, wyprowadzając dzieci za próg, — w zamku niczego nie ruszajcie, a księżną panią w rękę pocałujcie!
— Już się tam jakoś sprawiemy! — sumitowała się Babunia.
Dzieci były wystrojone jak kwiaty, a i Babunia była w świątecznem ubraniu. Miała brunatną meluzankę, biały fartuch, adamaszkowy kabatek miebieskiego koloru, czepiec na głowie, na szyi granaty z talarem. Pod pachą trzymała chustkę.