Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/9

Ta strona została przepisana.

Babunia wtedy kiwała głową, pośpiewywała dopiero co graną melodyę i tak się odzywała:
— Co też ludzie nie wymyślą! człowiek gotów uwierzyć, że tam ptaszek jaki zamknięty, tak podobnie głos brzmi.
Bez potrzeby nigdy babunia do tego pokoju nie wchodziła. Nie mając na dworze, ni w domu roboty, najchętniej siedziała w swoim pokoiku tuż obok kuchni, przylegającym do izby czeladnej.
Izdebkę miała urządzoną całkiem według własnego upodobania. Przy wielkim piecu kaflowym stała ława, przy ścianie łóżko babuni; koło pieca malowana skrzynia, przy drugiej ścianie łóżko Basi, która po wielkich prośbach za zezwoleniem matki w pokoju babuni sypiała. W pośrodku izby stał stół z lipowego drzewa, a nad nim zwieszał się z pułapu gołąbek na podobieństwo świętego Ducha; we framudze okna stał kołowrotek z prząśnicą, ze zawiniętą na cewkę kądzielą; na gwoździu wisiało motowidło, na ścianach były obrazy świętych, nad łóżkiem ozdobiony kwiatami krucyfiks. Za oknem w donicach zieleniły się muszkat i bazylia; znajdowały się tam także płócienne woreczki z różnemi ziołami, jako to: rumiankiem, kwiatem lipowym, bzowym i t. p. Była to apteka babuni. Przy wejściu wisiała cynowa kropielniczka. W stoliku miała babunia przybory, potrzebne do szycia, pliki nabożnych pieśni, krzyżową drogę, motki sznurków, święconą kredę i świecę gromniczną, którą zawsze pod ręką miała, zapalając ją w czasie burzy. Na piecu leżało próchno z krzesiwem. Do rozniecenia ognia używano wprawdzie flaszeczki z fosforem, ale babunia stroniła od tego zdradliwego środka. Raz go tylko użyć chciała i nie wiadomo, jakim sposobem wypaliła sobie przy tem dziurę we fartuchu, który już dwadzieścia pięć lat posiadała, — o mało co się wtedy nie udusiła. Od tego czasu flaszeczki nigdy do rąk nie wzięła. Natomiast zaopatrzyła się w próchno, a dzieci przyniosły suchych gałązek i umoczyły końce w siarce, a gdy wszystko to leżało przyrządzone na piecu, mogła babunia spokojnie spać. I dzieciom się ten sposób więcej podobał, bo się co dzień pytały babuni, czy nie potrzeba namoczyć siarników.