Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/96

Ta strona została przepisana.

skim. To mnie wcale nie ucieszyło, więc prosiłam, aby mi raczej zaraz parę złotych dali, jeżeliby chcieli mi jakąś łaskę wyświadczyć, bo chcę wrócić do domu, do Czech, dzieci zaś nie dam pod żadnym warunkiem. Oświadczyłam, że je wychowam podług mojej wiary i w moim języku.
Na to jednak nie chcieli zezwolić i powiedzieli mi, jeżeli tam na miejscu nie zostanę, to mi nic nie dadzą.
— Kiedy nie, to nie! Przecież mi Pan Bóg nie pozwoli z głodu umrzeć! — pomyślałam sobie i podziękowałam im za królewską łaskę.
— Sądzę, że dzieci twoje tam dobrze byłyby zabezpieczone, — rzekła księżna.
— Być może; miłościwa Pani! ale byłyby się wynarodowiły! Ktoby je tam był uczył kochać ojczyznę i swój język ojczysty? Nikt! Byłyby się tam nauczyły obcej mowy, cudzych obyczajów a na końcu wcale zapomniały o swem pochodzeniu. Jakbym za to mogła przed Panem Bogiem odpowiedzieć? Nie! nigdy, przenigdy! Kto z czeskiej krwi pochodzi, niech zostanie przy czeskim języku!
Zażądałam przepustki, zabrałam tych parę nędznych szmat, które mi zostały, zabrałam dzieci i rozłączyłam się z miastem, w którem przeżyłam tyle dni szczęśliwych i ciężkich. Znajomki dały dzieciom kołaczków i jadła, ile unieść mogły, a mnie kilka talarów na drogę. Niech Pan Bóg tym ludziom na dzieciach wynagrodzi, co mi dobrego uczynili! Lechocki odprowadził nas dobrą milę za miasto, i pomógł mi nieść Joankę. Był nierad, żem odchodziła. Bo u nas był jak w domu. Zegnając się, rozpłakaliśmy się! Póki był w Nysie, chodził na grób Jerzego odmawiać: „Ojcze nasz!“ bo kochał nieboszczyka jak rodzonego brata. We wojnie z Francuzami znalazł śmierć. „Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie!“