Tak pojęta sztuka staje się najwyższą religią, a kapłanem jej jest artysta. Jest on osobisty tylko wewnętrzną potęgą, z jaką stany duszy odtwarza, poza tem jest kosmiczną, metafizyczną siłą, przez jaką się absolut i wieczność przejawia.
Był on pierwszym prorokiem, który wszelką przyszłość odsłaniał, a tłomaczył runy zapleśniałej przeszłości, był magiem, co przenikał najgłębsze tajemnice, obejmował tajne związki wszechświatów, przeczuwał i odkrywał ich wzajemne na siebie działanie, a z wiedzy tej tworzył sobie moc, co gwiazdy na niebie w ich biegu zastanawiała, był wielkim mędrcem, który wiedział najtajniejsze przyczyny i tworzył nowe, nigdy nie przeczuwane syntezy: artysta ten, to »ipse philosophus, daemon, Deus et omnia«.
Artysta nie jest sługą ani kierownikiem, nie należy ani do narodu, ani do świata, nie służy żadnej idei ani żadnemu społeczeństwu.
Artysta stoi ponad życiem, ponad światem, jest Panem Panów, niekiełznany żadnem prawem, nieograniczany żadną siłą ludzką.
Jest on zarówno święty i czysty, czy to, gdy odtwarza największe zbrodnie, odkrywa najwstrętniejsze brudy, czy też, gdy oczy w niebo wraża i światłość Boga przenika.
Bo nie zna on praw i ograniczeń, jakie objawy duszy ludzkiej w to lub owo koryto wtłaczają, zna on tylko jedynie potęgę tych przejawów, równie silną w cnocie czy w zbrodni, w rozpuście czy w skupieniu modlitwy.
Artysta, który chce pouczać »ubogich w duchu«, chce być ich kierownikiem, niechaj raczej zostanie agitatorem, albo założy olbrzymie falansterje, o jakich Fourier marzył, bo królestwo ubogich w duchu — to chleb, a nie sztuka.
Artysta, który nagina się do wymagań poszczególnego społeczeństwa, pochlebia mu, podaje mu przeżuty i lekki do strawie-