Strona:PL Na drogach duszy.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

czyzna, który zastawia życie za śmieszną cenę pięciominutowej rozkoszy, nie cierpi już więcej dla kobiety, ale rośnie w dzikiej nienawiści do tej strasznej niszczącej siły, staje się fanatycznym oskarżycielem, któryby najchętniej skazał kobietę na stos, byle uwolnić świat od tego »największego zła«.
Dla artysty tłumu miłość to albo nieludzko płaski romantyzm ulubieńców naszej publiczności, albo pieprzno-komiczna i nudna erotyka Guy de Maupassanta, albo ckliwo-słodka poezya szlafroczków, dostarczana modystkom przez Piotra Nansena, albo syropowo-wstrętna pornografia Gabriela d’Anunzio.
Dla artysty-wybrańca miłość to bolesna, pełna trwogi świadomość nieznanej strasznej siły, która dwie dusze rzuca na siebie i pragnie je zlać w jedno, to intenzywne cierpienie, w którem dusza się łamie, bo czynu Nowego Testamentu, czynu tego stopienia się w jedno, czynu absolutnego androgynizmu dokonać nie może. Dla takiego artysty miłość to niesłychana świadomość strasznej jakiejś głębi, przeczucie jakiegoś otchłannego dna w duszy, na którem życie tysiąca generacyi się przelewa, tysiące wieków ich mąk i udręczeń, ich szał rozrodczy i żądza bytu.
Tak pojął Munch miłość i taką chwilę szału, bólu, strachu grozy odtworzył w swej »Madonnie«[1].
Portret artysty jednego łokcia ręki to w najlepszym razie wierna, kolorowana fotografia. Portret Schumanna przez Feliksa Vallotona, to »dusza« Schumanna, gdy błąka się i płacze w introdukcyi do sonaty »fis-mol«, gdy przeraźliwie krzyczy w chorem »Cupio dissolvi« we »Vision«, gdy w nowoletce »fis-mol« zatacza błędne kręgi, błądzi tam i napowrót, aby nagle zawieść w dzikich podskokach tarantelowy taniec św. Wita.
A w duszy takiego artysty-wybrańca niema granic pomiędzy tonem a dźwiękiem. Zupełnie różnorodne uczucia zlewają się w jeden oddźwięk równowartościowy, muzyka staje się linią,

  1. Patrz artykuł o Munchu.