właśnie w naszych czasach, odtwarza Munch w olbrzymich zarysach.
A otóż rozpacz mężczyzny, co szuka tej jednej, jej jedynej, szuka wszędzie, widzi ją wszędzie, a nigdzie jej znaleść nie może:
Długa ulica, a na niej szereg postaci kobiecych, podobnych do siebie.
Serce bije — bije... Każda z nich, która tam przechodzi, to ona, ta jedna — Agaj! I wciąż to samo rozczarowanie. Oczy jego szukają w błędnym niepokoju. — Tam idzie — tam... W każdej ją widzi, ale to nie ona — nie ona.
Już jej nie zobaczy. Zmęczony, zbolały, patrzy błędnie przed siebie. W dali, gdzieś na końcu ulicy pali się zachód słońca na otwartem oknie. I to palące się okno przykuwa jego oko. Gdyby kotwicy schwyciło się oko maniaka tego palącego się okna, wgrzęzło w nie, i cały
rozpadający się mózg skupia się na chwilę w tem oknie.
Tak widzi świat człowiek w gorączce, lub człowiek, co za chwilę stanie się samobójcą. Ludzie spływają w jedną czarną falę, co płynie, cofa, waha się, to znów pcha się naprzód, ale drobny jakiś szczegół, palące się jakieś okno staje się całym światem, czemś, co jedynie
istnieje i całe jestestwo opanowało.
I coraz gwałtowniej wre ta wściekła symfonia cierpień samca:
Krajobraz o grubych na palec konturach, w idyotycznym, tępym półcieniu. Z przodu widać, jak na chińskich obrazach, ramą uciętą głowę męską, pogrążoną w jakimś bezdennym bólu, bólu, co przestał być bólem, bólu, co stężał, skamieniał w zupełnej bezmyślności. To zazdrość! Ale nie zazdrość oszukiwanego mężczyzny, tylko zazdrość zrozpaczonego kochanka, co się wżera w oczy kobiety, czy czasem nie przebłyśnie tam zdradna myśl, — co śledzi każdy jej krok, — co nicuje każde jej słowo, wściekły bólem, — co mózg by jej rozszarpał, by dowiedzieć się, zobaczyć, czy nie wpełzła tam już myśl o innym.
Dusza jego rozraniona, zbolała, jak jątrzący się wrzód. Czuje, że się nigdy tego straszliwego uczucia nie pozbędzie, czuje, że
Strona:PL Na drogach duszy.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.