Strona:PL Na drogach duszy.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

nie odtworzył go z taką siłą, jak w »Tviler« — (człowiek, który przestał wierzyć kobiecie).
Na łono siedzącego mężczyzny padła zrozpaczona kobieta. Nie widzi, nie czuje on tego, podparł głowę, ręką i patrzy w górę z wyrazem nieopisanej boleści.
Przestał już walczyć i łamać się ze sobą. Opanował go demon najgłębszych i najdelikatniejszych instynktów samca — samca, który wymaga od kobiety bezwarunkowej czystości.
A ta kochanka jego już leżała w obcych objęciach, tuliła się tą samą żądzą do obcego ciała. I myśl ta padła na urodzajną ziemię, zakorzeniła się i wyrosła w tropicznem cieple jego dusznej gorączki w straszliwy krzew.
Z początku było to tylko niemiłe uczucie, potem stało się ogniskiem gangreny, a teraz już się jej dotknąć nie może, bo ustawicznie myśli o swych poprzednikach.
Cyniczne uczucie bezwiary i nieufności w miłość, która tak często swoją podejrzaną łaską na tylu mężczyzn spływała — przeświadczenie, że w życiu tej kobiety jest tylko bieżącym numerem, małą tylko stacyjką przydrożną, doprowadza go do obłędu.
Szalał, aby ją odnowa w sobie odrodzić, nową, niepokalaną, ale wszystko napróżno, bo oburzona dusza wciąż odnowa ją wypluwa — wyciągnie po nią rękę, to najchętniejby ją nogą kopnął.
A w to straszne piekło miłości, w tę rozpasaną mszę rozpaczy, w to straszliwe »officium desperationis«, wpada nagle wściekła błyskawica: krzyczący tryumf chuci, grzmiąca fanfara krwi, radosne Allelujah zrośnięcia, stopienia się dwóch ciał w namiętnym, dyszącym pocałunku.
Siedzący mężczyzna trzyma kobietę gdyby dziecko w swych ramionach. Objęła dzikim uściskiem jego szyję, zwinęła się w gwałtownych dreszczach, skuliła się, wpełzła prawie w siebie, a usta ich zżarły się w ssącym pocałunku.
A wreszcie dzieło niezrównanie piękne królewskim swym majestatem, niepokalaną czystością, dokonanie zakonu, który nas stwo-