rzył, potężna wola natury, aby rodzajowi ludzkiemu nie było końca:
Splot dwóch ciał w jedno, wielkie święto instynktu; chwila świętej miłości, w której człowiek z głupich trzech wymiarów wchodzi w świat inny, staje się bezczasową, bezprzestrzenną, metafizyczną istotą, zlewa się z całą naturą i zapada się w wieczność:
»Na białym krzyżu jej ciała« rozpostarty mąż, odwieczny Prometeusz, co nieci w kobiecie iskrę życia, przyszłości...
Ale to wszystko, to tylko chora tęsknota człowieka, co przestał już zawierzać swej kochance. Tak chciałby się z nią stopić, ciało swe spleść z jej ciałem, ale poprzednicy jego wciąż ich rozrywają.
A może mógłby ją odnowa w swej duszy odrodzić, może mógłby się uwolnić ze szponów szatana, może wtedy, gdyby się sam w czystości i świetle odrodził.
O tak!
Bo jest jedna przepotężna, świetlana chwila, w której wszystkie żądze głuchną, wszystkie pożądania samca cichną. Jest miękki ból tęsknoty — tęsknoty, co płynie po nad wszelkim przestworem, nad wszystkiemi morzami, płynie, gdyby mewa polarna, co tęskni do swej ojczyzny.
Kiedy pod wieczór jesienne słońce gaśnie w metalicznem jaśnieniu, kiedy morze i niebo w jedno spływa, a blada łaska cichych gwiazd dżdży na ziemię srebrną rosą — kiedy święci się cisza, że odczuwasz oddech obumierającej ziemi — kiedy dźwięk i barwa i kształt stapiają się w ciepłych drżeniach tęsknoty i całą ziemię od jednego końca do drugiego opływają — och wtedy obejmuje, tuli do siebie wielki bezbolesny spokój biedne serce człowiecze.
To nastrój »tańca« Vigelanda.
Samiec zapomniał nagi przepych jej ciała. Zapomniał i pogrzebał kobietę z jej chucią i żądzą, stała się sercem jego serca a serce obojga drobną cząstką zakrwawiającego się serca wszechświata.
Strona:PL Na drogach duszy.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.