Strona:PL Na drogach duszy.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

w czasach głodu o ochłap gnijącego ścierwa w kawałki się rozszarpują.
Dalej na lewo gaśnie rozhukany orkan, to już ludzie bez myśli, bez pamięci, skamienieli w bólu i przeświadczeniu, że wszelkie wysiłki na nic się nie zdadzą.
Wszyscy oni tu są — nieszczęsne dzieci szatana: zgrzybieli starcy i niedorośli młodzieńcy, dziewczęta i staruszki, — nikogo nie braknie w tej straszliwej mszy rozpaczy i grozy.
Oto stępiała prostytutka, co w kałużach brudu zagubiła wstyd, wstręt i obrzydzenie, a teraz wlepia w szatana zezwierzęcone, ogłupiałe oczy. Oto cudzołożnica, co świętość ogniska domowego skalała swą zbrodniczą chucią, — stary zużyty rozpustnik, któremu nawet w piekle nałożnica na szyi się wiesza, — rodzeństwo, żyjące w kazirodczej miłości, — rajfurka, co własną córkę na targu żywego mięsa sprzedała, — trucicielka i mężobójczyni — wszyscy ci, co składają ofiary na ołtarzu rozpusty, nierządu i zbrodni.
Otóż giełdziarz, co żył z ruiny tysiąca ludzi, filou-koniokrad, męczennik miłości, któremu jad przegryzł pacierze; wszyscy — wszyscy tu są: rzezimieszek i Spinoza i Ravachol, robotnik i ksiądz, nierządnica i kobieta, którą miłość w przepaść wtrąciła.